Wobec tego, jeśli nie dojdzie np. do potężnego wzrostu zatrudnienia w USA lub nie zacznie znów rosnąć inflacja, można oczekiwać, że podwyżka stóp Fedu 14 grudnia wyniesie 50 punktów bazowych. Oczywiście trudno mówić tu o tzw. pivocie amerykańskiego banku centralnego. Nawet sam Powell wskazał w wypowiedzi na koniec listopada, że obecna sytuacja w dalszym ciągu wymaga kontynuacji podwyżek, a inflacja wciąż jest jeszcze za wysoka. Niemniej jednak jest to pewien pierwszy sygnał, który może dawać nadzieje rynkom finansowym. Dominacja dolara rozpoczęła się w grudniu 2020 r. i wydaje się, że powoli może się kończyć. Oczywiście inne banki centralne również decydują się na spowolnienie lub nawet zatrzymanie podwyżek, ale wciąż kluczowym aspektem dla rynków będzie to, kiedy Fed przestanie windować stopy.

Wydaje się, że Fed podniesie je jeszcze kilka razy i zakończy swój cykl w marcu lub w maju 2023 r., zatrzymując się z główną stopą na poziomie 5 proc. Biorąc pod uwagę poziom inflacji, nie można wykluczyć, że obniżki mogłyby się pojawić już w przyszłym roku. Jeśli popatrzymy na poprzednie cykle podwyżek, niemal zawsze bardzo szybko po ich zakończeniu dokonywano obniżek stóp. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Biorąc to pod uwagę, wydaje się, że dolar jest u kresu swojej mocy, nawet przy dalszej słabości innych głównych walut na świecie.