Mamy kolejny akcent w trendzie wzrostowym dolara amerykańskiego. Tzw. indeks dolarowy, pokazujący notowania USD względem koszyka głównych walut, zaatakował wczoraj lokalny szczyt z połowy czerwca i wspiął się na poziom najwyższy od... 2002 r. A przy okazji naruszył górne ramię formacji trójkąta zwyżkującego.

Obok tych sygnałów kontynuacji umacniania się amerykańskiej waluty trudno przejść obojętnie. Z jednej strony jest to pośrednia konsekwencja kurczenia się dostępności dolara na skutek rozpoczęcia redukcji bilansu przez Fed, a po drugiej stronie oceanu – załamania salda handlowego europejskiej lokomotywy eksportowej, czyli Niemiec.

Siła dolara to tradycyjnie zła wiadomość dla ryzykownych aktywów, w szczególności dla akcji i długu na rynkach wschodzących, globalnego długu korporacyjnego, ale też np. dla amerykańskich eksporterów, oraz surowców. Bacznie obserwujemy indeks MSCI Emerging Markets, który balansuje na poziomie wsparcia (majowy dołek). Presja dolara przyczyniła się też do zejścia do wielomiesięcznych minimów notowań metali przemysłowych (z miedzią na czele). Impulsowi temu opierają się natomiast (na razie?) surowce energetyczne, gdzie kluczowym czynnikiem są ograniczenia podaży związane z wojną w Ukrainie. Na rynkach kredytowych obserwujemy rozszerzanie się spreadów.