Badacze tzw. efektu stycznia mają tym razem twardy orzech do zgryzienia. Czy mieliśmy do czynienia z tym efektem czy też nie? Biorąc pod uwagę zmianę WIG w całym miesiącu, to trudno o pozytywną odpowiedź – indeks, zamiast mocno urosnąć, zyskał symboliczne 0,18 proc. Silnej zwyżki nie było również w poprzednich dwóch latach, co sprawia, że tradycyjnie rozumiany efekt stycznia stanął pod dużym znakiem zapytania.
Faktem jest jednak także to, że w pierwszych dniach stycznia kursy akcji faktycznie mocno urosły (w ciągu trzech pierwszych noworocznych sesji WIG podskoczył o 3,1 proc., co było największym od ośmiu tygodni trzydniowym wyskokiem indeksu). Zwyżka ta pozwoliła przy okazji na sforsowanie poprzednich szczytów trendu wzrostowego. Być może jednak jest więc coś na rzeczy, nawet mimo późniejszej przeceny? Być może efekt stycznia przestał dotyczyć całego miesiąca, ograniczając się jedynie do pierwszych jego dni (podobnie było przed rokiem)?
[srodtytul]Efekty sezonowe zawodzą[/srodtytul]
Tak czy inaczej wygląda na to, że sugerowanie się przy podejmowaniu decyzji tzw. efektami sezonowymi może prowadzić do rozczarowań. Udowodnił to nie tylko styczeń, ale już cały miniony rok. Zawiedli się ci inwestorzy, którzy np. sprzedali akcje w maju zgodnie z popularną maksymą „sprzedaj w maju i uciekaj” (ang. sell in May and go away) – pierwsza połowa czerwca zamiast przeceny przyniosła dalszą zwyżkę, a lipiec i sierpień jeszcze bardziej powiększyły zyski z akcji. Nie spełniła się także prognoza sezonowego krachu w październiku – WIG zamknął miesiąc bez większych zmian.
Wniosek jest głównie taki, że na podstawie braku tradycyjnego efektu stycznia w tym roku nie można powiedzieć niczego wiarygodnego na temat perspektyw na cały rok. Zjawiska sezonowe nie powinny przesłaniać wniosków płynących z bardziej wiarygodnych metod analizy – technicznych lub fundamentalnych.