Efekt stycznia ograniczył się do paru sesji

Chociaż miniony miesiąc rozczarował posiadaczy akcji, to wciąż trudno wskazać czynniki, które przemawiałyby już teraz za przerodzeniem się trwającej korekty spadkowej w całkowitą zmianę trendu

Publikacja: 30.01.2010 10:41

Efekt stycznia ograniczył się do paru sesji

Foto: PARKIET

Badacze tzw. efektu stycznia mają tym razem twardy orzech do zgryzienia. Czy mieliśmy do czynienia z tym efektem czy też nie? Biorąc pod uwagę zmianę WIG w całym miesiącu, to trudno o pozytywną odpowiedź – indeks, zamiast mocno urosnąć, zyskał symboliczne 0,18 proc. Silnej zwyżki nie było również w poprzednich dwóch latach, co sprawia, że tradycyjnie rozumiany efekt stycznia stanął pod dużym znakiem zapytania.

Faktem jest jednak także to, że w pierwszych dniach stycznia kursy akcji faktycznie mocno urosły (w ciągu trzech pierwszych noworocznych sesji WIG podskoczył o 3,1 proc., co było największym od ośmiu tygodni trzydniowym wyskokiem indeksu). Zwyżka ta pozwoliła przy okazji na sforsowanie poprzednich szczytów trendu wzrostowego. Być może jednak jest więc coś na rzeczy, nawet mimo późniejszej przeceny? Być może efekt stycznia przestał dotyczyć całego miesiąca, ograniczając się jedynie do pierwszych jego dni (podobnie było przed rokiem)?

[srodtytul]Efekty sezonowe zawodzą[/srodtytul]

Tak czy inaczej wygląda na to, że sugerowanie się przy podejmowaniu decyzji tzw. efektami sezonowymi może prowadzić do rozczarowań. Udowodnił to nie tylko styczeń, ale już cały miniony rok. Zawiedli się ci inwestorzy, którzy np. sprzedali akcje w maju zgodnie z popularną maksymą „sprzedaj w maju i uciekaj” (ang. sell in May and go away) – pierwsza połowa czerwca zamiast przeceny przyniosła dalszą zwyżkę, a lipiec i sierpień jeszcze bardziej powiększyły zyski z akcji. Nie spełniła się także prognoza sezonowego krachu w październiku – WIG zamknął miesiąc bez większych zmian.

Wniosek jest głównie taki, że na podstawie braku tradycyjnego efektu stycznia w tym roku nie można powiedzieć niczego wiarygodnego na temat perspektyw na cały rok. Zjawiska sezonowe nie powinny przesłaniać wniosków płynących z bardziej wiarygodnych metod analizy – technicznych lub fundamentalnych.

[srodtytul]Uzależnienie od gospodarki[/srodtytul]

Jeśli zaś chodzi o fundamenty, to dalsze losy koniunktury na warszawskim parkiecie są uzależnione od tego, jak dalece nadal oddziaływać będą czynniki, które zadecydowały o systematycznym wzroście kursów przez większość minionego roku. Dotychczas ceny akcji rosły dzięki konsekwentnej poprawie sytuacji gospodarczej. Stwierdzenie to nie jest oparte na subiektywnej ocenie, ale na konkretnych wskaźnikach. W styczniu poznaliśmy już pełny obraz minionego roku, jeśli chodzi np. o produkcję przemysłową. Podczas gdy u dna spowolnienia gospodarczego jej roczna dynamika była głęboko na minusie (-15,3 proc.), to w grudniu była już 7,4 proc. na plusie. Z kolei wskaźnik wyprzedzający PMI podniósł się z 38,3 do 52,4 pkt.

Biorąc pod uwagę ścisłą zależność koniunktury na giełdzie od tych wskaźników (w minionym roku korelacja między roczną dynamiką WIG i roczną dynamiką produkcji wyniosła 84 proc., a między roczną dynamiką WIG i odczytami PMI aż 96 proc., czyli była bliska matematycznego ideału), jasne się staje, że jeśli dotychczasowa pozytywna tendencja w gospodarce się utrzyma, to hossa na GPW będzie niezagrożona mimo przejściowych korekt.

Ścisła matematyczna zależność kursów akcji od tendencji w gospodarce sprawia, że można jednocześnie odrzucić pewien schemat rozumowania, który był i nadal jest bardzo popularny, oparty na tezie, że kursy akcji oderwały się od fundamentów, a przez to teraz albo trzeba czekać, aż owe fundamenty się bardzo poprawią, albo ceny akcji czeka nieuchronny krach. W rzeczywistości, jeśli jako „fundamenty” potraktujemy wspomniane wskaźniki (PMI, produkcja), to widać, że kursy akcji poruszają się zgodnie z owymi tendencjami fundamentalnymi, a nie wbrew nim.

Po wyjaśnieniu tej kontrowersyjnej kwestii można wysnuć wniosek, że hossa na warszawskiej giełdzie będzie zagrożona dopiero wówczas, gdy załamią się pozytywne tendencje w gospodarce. Pesymiści sądzą, że stanie się tak na skutek zaostrzenia polityki pieniężnej na świecie i w Polsce. Logika taka zakłada, że koniec ery taniego pieniądza podkopie fundamenty, na których opiera się hossa. Jednocześnie znacznie się skurczą możliwości wspierania koniunktury za pomocą wydatków rządowych, ponieważ już teraz na całym świecie pojawiają się poważne problemy z deficytami budżetowymi i poziomem zadłużenia (co jest tzw. efektem wtórnym kryzysu).

Na bazie takiej logiki maluje się bardzo pesymistyczny obraz koniunktury gospodarczej i giełdowej w tym roku. Jest jednak jedno poważne „ale”. Jeśli wziąć pod uwagę np. gospodarkę USA, to w ostatnich kilkunastu latach faza zaostrzania polityki pieniężnej (w postaci podwyżek stóp procentowych przez Fed) nigdy nie wiązała się z załamaniem hossy. Wręcz przeciwnie, kursy akcji zazwyczaj rosły wraz ze stopami i odwrotnie – spadały wraz z malejącymi kosztami pieniądza.

[srodtytul]Poczekajmy na sygnały[/srodtytul]

To sprawia, że zamiast próbować przewidzieć, czy zaostrzenie polityki pieniężnej doprowadzi do załamania hossy, być może lepiej sprawdzać, czy konkretne sygnały z gospodarki faktycznie potwierdzą taki scenariusz. Już w poniedziałkowy poranek poznamy najnowszy odczyt wskaźnika PMI dla Polski (a także m.in. dla strefy euro). Jeśli nie zacznie on mocno spadać (w grudniu znajdował się na wielomiesięcznym maksimum), to ciągle trudno będzie o wiarygodne argumenty przemawiające za końcem ożywienia.

[ramka][b]Analiza techniczna: WIG nadal powyżej strefy wsparcia[/b]

Biorąc pod uwagę wyłącznie poziomy WIG na koniec każdego miesiąca i pomijając wahania pomiędzy tymi datami, styczeń przyniósł nowy szczyt trendu wzrostowego rozpoczętego przed niemal rokiem i wywindował indeks do poziomu najwyższego od sierpnia 2008 r. Już sam ten fakt sugeruje, że na razie nie wydarzyło się nic, co podważałoby trwałość długoterminowego trendu wzrostowego na warszawskiej giełdzie. Nawet jeśli powrócimy z analizą do wykresu WIG w układzie dziennym (czyli uwzględniającego zamknięcia każdej sesji, a nie tylko na koniec miesiąca), to i tutaj trudno dopatrzyć się sygnałów trwałego przesilenia, nawet mimo ostatniej korekty. WIG nie dotarł jeszcze do znajdującego się na wysokości ok. 39,1 tys. pkt kluczowego z punktu widzenia analizy technicznej poziomu wsparcia, na jaki składają się: 100-sesyjna średnia krocząca (powyżej której indeks znajduje się od kwietnia ub. r.), lokalne dołki z 9 grudnia i 27 listopada ub. r. oraz obliczana przez nas tzw. linia obrony (jej poziom wyznacza zawsze dołek poprzedniej korekty spadkowej, o ile korekta ta wyniosła co najmniej 3 proc. względem poprzedzającego ją szczytu indeksu).Co więcej, są spore szanse na to, że ów ważny poziom wsparcia nie tylko nie zostanie przebity, ale wręcz w ogóle nie dojdzie do jego przetestowania. Skąd taki wniosek? Oscylator stochastyczny (popularna miara wykupienia i wyprzedania rynku), który często dobrze sprawdza się jako wskazówka co do krótkoterminowych wahań na rynku, znalazł się właśnie w strefie wyprzedania. W każdym z ostatnich trzech przypadków, kiedy oscylator znalazł się tak nisko (lipiec, sierpień i listopad ub. r.) była to zapowiedź praktycznie natychmiastowego odbicia, a po pewnym czasie wspięcia się WIG na nowy szczyt trendu wzrostowego. [/ramka]

Giełda
GPW czeka na nowy impuls
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Giełda
Wokół zwyżki, a krajowy rynek dalej swoje
Giełda
Analiza poranna – Dziś inflacja z USA
Giełda
WIG20 z podwójnym szczytem. Prawie 20-proc. przecena 11 bit studios
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Giełda
Indeksy w Warszawie nie palą się do korekty
Giełda
Kolejny rok przewagi USA