Co prawda w pewnym momencie indeks faktycznie wyraźnie szedł w górę (u szczytu swych wczorajszych możliwości sięgnął 2830 pkt), ale po południu zapał kupujących całkowicie znikł. Efekt tych zmagań popytu i podaży jest taki, że WIG20 wciąż jest w okolicy 2800 pkt. Ciągle
nie można więc udzielić odpowiedzi na kluczowe pytanie: czy naruszenie wsparcia na początku tygodnia było typowym fałszywym sygnałem (pułapką), czy jednak sygnał był poprawny, a późniejsze odbicie w górę to jedynie przejściowy ruch powrotny? Wczorajsza sesja odroczyła odpowiedź na to pytanie.
Co ciekawe, odbicie było wczoraj kontynuowane na szerokim rynku. Gromadzący głównie małe spółki indeks sWIG80 zyskał 0,6 proc. Powrócił tym samym ponad przebity na początku tygodnia poziom 12?tys. pkt. Niestety, nie jest to jeszcze równoznaczne z anulowaniem niedawnych sygnałów sprzedaży, bo do tego potrzebny byłby powrót powyżej oporu (a wcześniej wsparcia) znajdującego się nieco powyżej 12,2 tys. pkt (dołki z marca i maja w ujęciu intraday).
W drugą połowę roku rynki wkraczają w atmosferze niepewności nie tylko co do losów Grecji, ale przede wszystkim skali spowolnienia gospodarczego na świecie. Jaskółką zwiastującą wiosnę był wczorajszy odczyt indeksu Chicago PMI obrazującego koniunkturę w przemyśle w tym regionie USA. Wskaźnik poszybował do 61,1 pkt, podczas gdy spodziewano się zaledwie 54 pkt. To spora niespodzianka w kontekście majowego załamania indeksu.
Niestety, na świętowanie powrotu lepszej koniunktury gospodarczej w skali globalnej jest zdecydowanie za wcześnie. Warto przywołać środowe odczyty indeksów nastrojów w strefie euro publikowane przez Komisję Europejską. Przykładowo indeks nastrojów biznesu wydłużył serię spadkową do trzech miesięcy, co pozwala już mówić o niekorzystnej tendencji. Wskaźnik ten jest