– W tej chwili rozmawiamy o nowej erze współpracy: w sektorze energetycznym – podsumowywał minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński w czasie ceremonii podpisania listu intencyjnego ze spółką GE Power. – Nie ukrywamy, że w przyszłości chcielibyśmy, aby źródła odnawialne były podstawą polskiej energetyki, i chcemy, żeby w tych nowych technologiach wykorzystano doświadczenie firmy GE. Szczególny obszar rozwoju to energia wiatrowa, nie ukrywamy, że energetykę wiatrową chcemy w Polsce silnie rozwinąć, szczególnie tę morską – kwitował.

Według szefa resortu rozwoju skala inwestycji w wiatraki na Bałtyku sięga 100 mld złotych. Tak zapewne jest, bowiem wszystkie duże koncerny państwowe zapowiedziały własne projekty offshore lub sygnalizują zainteresowanie nimi. Pierwsza była PGE, która zapowiedziała zbudowanie farm o docelowej mocy przekraczającej 2,5 GW. Potem, w odstępach ledwie kilkutygodniowych, do gry włączyły się inne koncerny – Energa na początku maja złożyła wnioski o pozwolenia na budowę farm, pod koniec maja Tauron wystąpił o koncesje na wiatraki, na początku czerwca Enea potwierdziła swoje zainteresowanie koncesjami.

Nikt zatem nie może mieć wątpliwości, że rząd i państwowe koncerny postawiły na offshore. Jednak w cieniu morskich wiatraków te na lądzie wciąż przeżywają ciężkie czasy – mimo że można je zbudować taniej i szybciej – co ma znaczenie, jeśli zakładamy, że OZE miałyby odegrać większą (nie mówiąc już o uzgodnionej z UE) rolę w polskim miksie energetycznym. Co więcej, przyszłość tej części rynku OZE rysuje się raczej w ciemnych barwach, bowiem – jak wspominał w niedawnym wywiadzie dla „Parkietu" prezes Tauronu – miejsca na kolejne farmy onshore jest już niewiele.

Eksperci nie zgadzają się z takim osądem, lokalizacji onshore wystarczyłoby ich zdaniem do zbudowania potencjału nawet 60 GW. – Energetyka wiatrowa na lądzie rozwija się dziś dzięki wysiłkom prywatnych inwestorów. Dla państwowych firm temat nie istnieje – mówi „Parkietowi" prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej Grzegorz Wiśniewski. – Udział państwa sprowadza się do ewentualnego zniesienia barier regulacyjnych, takich jak ustawa odległościowa oraz akwizycji istniejących już projektów przez państwowe firmy – dodawał. Innymi słowy: może nie przeszkadzać, na pewno nie pomagać.