– Po 1 stycznia możemy się spodziewać podwyżek cen energii dla gospodarstw domowych, co będzie wynikać z wniosków, jakie przedsiębiorstwa energetyczne złożyły w URE. W zależności od typu odbiorcy – firmy również zapłacą więcej – zapowiada w rozmowie z „Parkietem" Joanna Maćkowiak-Pandera, prezes Forum Energii.
Podobne sygnały usłyszeliśmy – w otwarty lub nieformalny sposób – od niemal wszystkich ważnych graczy: przedsiębiorców, ekspertów branży energetycznej, koncernów energetycznych czy przedstawicieli instytucji państwowych.
Czarne scenariusze
Według Joanny Maćkowiak-Pandery będzie drogo, ale może nie aż tak, jak w najczarniejszych scenariuszach. A te – np. z perspektywy jednostek samorządu terytorialnego – zakładały podwyżki rzędu 40–70 proc. Z kolei portal Money.pl doliczył się 30–60 proc., porównując sprzedaż energii z raportowanym poziomem strat koncernów.
Szefowa Forum Energii nie idzie aż tak daleko. – Stawiam na podwyżki rzędu 15–20 proc. dla gospodarstw domowych – wskazuje. – Nie ma żadnego ekonomicznego uzasadnienia dla pokrywania wzrostu cen prądu z budżetu państwa. Polska ma pilniejsze wydatki budżetowe, choćby pomoc dla najuboższych gospodarstw domowych – podkreśla. Zresztą cała obsługa machiny służącej zamrożeniu cen też kosztuje.
Jeszcze niższe szacunki przedstawiła minister rozwoju Jadwiga Emilewicz. Według niej podwyżka nie będzie drastyczna. – Jeżeli będzie to 5–7 proc., to trudno mówić o podwyżce. Jeżeli weźmiemy stopę inflacyjną, to tak naprawdę mieścimy się w cenach – stwierdziła na początku tego tygodnia Emilewicz.