Po sporych spadkach na giełdach w poniedziałek kolejne dwie sesje przyniosły nadrobienie strat. Czy podobnych nagłych przecen można się jeszcze spodziewać?
Z dzisiejszej perspektywy to poniedziałkowe tąpnięcie nie zasługuje raczej na miano korekty. To prawdopodobnie typowe jednodniowe załamanie przy niskiej płynności. Chyba jesteśmy tak przyzwyczajeni do tego, że giełdy rosną, że takie normalne zjawiska jak poniedziałkowe spadki budzą niepokój. Od początku ocenialiśmy, że nie do końca widać fundamentalne źródło tej przeceny. Była uzasadniana rozwojem sytuacji pandemicznej na świecie, m.in. wariantu delta, ale to takie „dyżurne wytłumaczenie". Nie widziałem, aby weekend doszło do jakiegoś przełomu. Oczywiście sytuacja związana z wariantem delta w Azji jest poważna, widać spory wzrost zachorowań i śmiertelność w krajach z niskim poziomem zaszczepienia. Jednak w skali świata wariant delta nie jest poważnym ryzykiem dla rynku akcji. Przynajmniej dopóki nie będzie pandemii na dużą skalę w Chinach lub innych krajach, które są ważne z perspektywy łańcucha dostaw, takich jak Tajwan czy Wietnam.
Teraz na pierwszy plan wrócą wyniki finansowe spółek? Rezultaty tych amerykańskich do tej pory są dobre.
Ostatnio wyniki spółek były zawsze lepsze od oczekiwań, przez trzy ostatnie kwartały były lepsze o kilkanaście do ponad dwudziestu punktów procentowych. Ten sezon biorąc pod uwagę dynamikę zysków rok do roku będzie jednym z najlepszych w historii, a na pewno od 2009 r. Przed rozpoczęciem sezonu oczekiwano dynamiki rzędu 65 proc. rok do roku, teraz to już ponad 70 proc. Jeśli sezon wynikowy ma stać się pozytywnym impulsem dla amerykańskiego rynku akcji, to ta zagregowana dynamika musi przekraczać 75 proc. To tylko jeden z warunków, kolejny to odpowiedni tzw. forward guidance (wskazania spółek co do perspektyw wyników – red.).