Rozważacie czy wykluczacie warszawski parkiet jako miejsce wyjścia z inwestycji?
W interesie polskich inwestorów i nas jako narodu, powinno być to, aby wykorzystywać warszawską giełdę jak najszerzej. To się do końca nie dzieje, z wielu przyczyn. Zazwyczaj dostaję pytanie od inwestorów giełdowych o EBITDA. Tymczasem najczęściej firmy technologiczne jej nie mają. To nie ich strategia, szczególnie na początku. Tego typu spółki chcą zdobywać rynek, dopracować technologię, zapewnić sobie silną przewagę konkurencyjną. Dlatego w kolejnych rundach finansowania, poza rynkiem publicznym, zyskują na wartości x razy, nie mając EBITDA, wyniku netta, a są warte ogromne pieniądze. Najlepszym przykładem był Facebook. Wchodząc na giełdę inwestorzy mówili, że przy ówczesnej wycenie to już bańka, że nic z tego nie będzie. Padały pytania, że kto to słyszał, żeby tyle płacić za marketing. Prawda jest taka, że technologia zjada świat. Giełda, która powinna kupować przyszłość, powinna być idealnym odbiorcą już na etapie wzrostu. Na rynkach zagranicznych to się dzieje. Spółki bez dodatnich wyników finansowych z sukcesem plasują ogromne emisje na miliardy euro. Tam rynek jest dużo bardziej dojrzały, są głębsze kieszenie. Nasz inwestor zazwyczaj pyta, kiedy spółka osiągnie zysk. Inwestycje na etapie growth trwają 3-7 lat. Nikt nie chce tyle czekać na giełdzie na wyniki i stabilny cashflow. Co ważne, nie mówimy o wzrośnie liniowym, lecz wykładniczym. Są spółki, które rosną dziesiątki procent rok do roku.
Takie przedsięwzięcia oczywiście niosą ze sobą ryzyko. Jako inwestor odpowiadamy sobie na pytanie, czy to ryzyko warte jest swojej ceny. Mamy specjalistów z branży VC i growth, którzy uważają, że tak. Inwestor giełdowy inaczej ocenia ryzyko. W Polsce trudno znaleźć inwestorów, którzy powierzają kapitał na siedem lat i spokojnie czekają. To wymaga bardzo dużej edukacji. Nie ma możliwości osiągnięcia ponadprzeciętnych wyników, nie zostawiając kapitału na dłużej. Na rynkach zagranicznych to nie jest nic nadzwyczajnego.