Nasz rynek jest mało doświadczony przez bessę

Gruntowna reforma finansów publicznych, stabilizująca gospodarkę, została odsunięta w czasie - w zasadzie na następną kadencję

Publikacja: 04.07.2007 08:54

Pobieżna obserwacja historycznych wykresów notowań polskich spółek czy wycen funduszy inwestycyjnych może prowadzić do wniosku, że inwestując w akcje, bardzo trudno stracić. Przyjmując odpowiednio długi horyzont czasu, inwestycje zainicjowane w najgorszym momencie - czyli na lokalnych szczytach - odrabiały straty na przestrzeni co najwyżej kilku lat. W ekstremalnym przypadku - po pęknięciu bańki dotcomów - około czterech. Od roku 2003 przeciętny polski inwestor musiałby mieć wyjątkowego pecha, by tracić na posiadaniu zdywersyfikowanego portfela akcji, jeśli tylko przetrzymywał je przez okres dłuższy niż jeden lub dwa kwartały. Jest to nadinterpretowane i wykorzystywane przez "piewców wiecznej hossy", którzy próbują przeciwstawić ryzyku inwestycyjnemu jedynie stosowną dozę cierpliwości.

Jednoczesny splot wielu wydarzeń natury makroekonomicznej jak dotąd uzasadniał dynamikę wycen naszych spółek. Umożliwiały one osiąganie premii za ryzyko, rzadko uzyskiwanych na rynkach kapitałowych. Słowami-wytrychami, które otwierały skarbce z zyskami, były: niskie stopy procentowe, niska inflacja i rosnący eksport przy relatywnie skromnej dynamice importu, które umacniały złotego powstrzymując rodzimy kapitał przed ucieczką za granicę.

Wyraźne sygnały wskazują, że większość z tych czynników przygasa. Rosną stopy procentowe i import - głównie konsumpcyjny. Silny wzrost płac, który nie znalazł pokrycia we wzroście wydajności w przemyśle w koniunkcji z lipcową obniżką składki rentowej najprawdopodobniej przyspieszy spiralę inflacji płacowej.

Według zapowiedzi przedstawicieli władz monetarnych poszczególnych krajów można oczekiwać, że w najbliższym czasie banki centralne będą skłonne podwyższać koszt pieniądza, by zdławić inflację w zarodku, tak jak uczyniła to RPP 27 czerwca. Realizacja scenariusza globalnych podwyżek stóp procentowych skutkować będzie pogarszaniem klimatu inwestycyjnego - szczególnie w stosunku do krajów takich jak Polska.

Rosnąca rentowność obligacji ma bezpośrednie przełożenie na skłonność do zaciągania kredytów i konsumpcję, a więc na zyski spółek giełdowych i napływ świeżego kapitału windującego wyceny. W takich warunkach uzyskanie premii za ryzyko z tytułu inwestowania w akcje może okazać się coraz trudniejsze. Polskę na tle innych krajów obciąża dodatkowo fakt, że gruntowna reforma finansów publicznych, stabilizująca gospodarkę, została odsunięta w czasie - w zasadzie na następną kadencję. Optymalny czas na jej dokonanie przemija bez większych postępów.

Doświadczenia zaledwie dwóch bess na naszym rynku wydają się upoważniać niektórych analityków, a przede wszystkim dystrybutorów produktów inwestycyjnych, do zalecania co najmniej czteroletniego okresu angażowania środków w portfele akcji, by zapewnić relatywne bezpieczeństwo zgromadzonych oszczędności. Imponujące stopy zwrotu osiągane w szczególności w odniesieniu do wycen z 2003 roku oraz odpowiadające im premie za ryzyko doskonale wpasowują się w czteroletni "cykl gwarantowanych zysków", stając się głównym argumentem uzasadniającym kupowanie relatywnie drogich akcji. Mało kto wspomina, że proponowany horyzont inwestycyjny może się okazać mało horyzontalny - narażając kapitał na duże zmiany wyceny, na dodatek wieńcząc się brakiem jakiejkolwiek premii za ryzyko czy wręcz utratą realnej (uwzględniającej inflację) wartości inwestycji.

Przerwanie passy wieloletnich wzrostów i brak premii za ryzyko przez wiele kolejnych lat jest częstym zjawiskiem na rynkach kapitałowych. Scenariusz taki dotknął Koreę i Japonię w latach 90., a nawet inwestorów amerykańskich, dla których inwestycja w portfel akcji z indeksu S&P 500 okazała się mniej opłacalna niż krótkoterminowe bezpieczne papiery w skali ostatnich 7 lat - od pęknięcia bańki internetowej aż do dzisiaj.Wysnuwanie wniosków i stawianie prognoz jedynie na podstawie relatywnie krótkiej historii naszej giełdy, a tym bardziej definiowanie "bezpiecznego horyzontu inwestycyjnego" sprowadza mniej świadomych inwestorów do mylenia oczekiwanej stopy zwrotu (która wynika z wyników historycznych) z oczekiwaniami zysków i gwarancją ich osiągnięcia w określonym terminie. Zdaje się, że obecnie nie ma żadnej grupy, która by była zainteresowana, by wyjaśniać inwestorom, na czym polega różnica.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy