Pobieżna obserwacja historycznych wykresów notowań polskich spółek czy wycen funduszy inwestycyjnych może prowadzić do wniosku, że inwestując w akcje, bardzo trudno stracić. Przyjmując odpowiednio długi horyzont czasu, inwestycje zainicjowane w najgorszym momencie - czyli na lokalnych szczytach - odrabiały straty na przestrzeni co najwyżej kilku lat. W ekstremalnym przypadku - po pęknięciu bańki dotcomów - około czterech. Od roku 2003 przeciętny polski inwestor musiałby mieć wyjątkowego pecha, by tracić na posiadaniu zdywersyfikowanego portfela akcji, jeśli tylko przetrzymywał je przez okres dłuższy niż jeden lub dwa kwartały. Jest to nadinterpretowane i wykorzystywane przez "piewców wiecznej hossy", którzy próbują przeciwstawić ryzyku inwestycyjnemu jedynie stosowną dozę cierpliwości.
Jednoczesny splot wielu wydarzeń natury makroekonomicznej jak dotąd uzasadniał dynamikę wycen naszych spółek. Umożliwiały one osiąganie premii za ryzyko, rzadko uzyskiwanych na rynkach kapitałowych. Słowami-wytrychami, które otwierały skarbce z zyskami, były: niskie stopy procentowe, niska inflacja i rosnący eksport przy relatywnie skromnej dynamice importu, które umacniały złotego powstrzymując rodzimy kapitał przed ucieczką za granicę.
Wyraźne sygnały wskazują, że większość z tych czynników przygasa. Rosną stopy procentowe i import - głównie konsumpcyjny. Silny wzrost płac, który nie znalazł pokrycia we wzroście wydajności w przemyśle w koniunkcji z lipcową obniżką składki rentowej najprawdopodobniej przyspieszy spiralę inflacji płacowej.
Według zapowiedzi przedstawicieli władz monetarnych poszczególnych krajów można oczekiwać, że w najbliższym czasie banki centralne będą skłonne podwyższać koszt pieniądza, by zdławić inflację w zarodku, tak jak uczyniła to RPP 27 czerwca. Realizacja scenariusza globalnych podwyżek stóp procentowych skutkować będzie pogarszaniem klimatu inwestycyjnego - szczególnie w stosunku do krajów takich jak Polska.
Rosnąca rentowność obligacji ma bezpośrednie przełożenie na skłonność do zaciągania kredytów i konsumpcję, a więc na zyski spółek giełdowych i napływ świeżego kapitału windującego wyceny. W takich warunkach uzyskanie premii za ryzyko z tytułu inwestowania w akcje może okazać się coraz trudniejsze. Polskę na tle innych krajów obciąża dodatkowo fakt, że gruntowna reforma finansów publicznych, stabilizująca gospodarkę, została odsunięta w czasie - w zasadzie na następną kadencję. Optymalny czas na jej dokonanie przemija bez większych postępów.