Zagraniczne firmy coraz liczniej wchodzą na polską giełdę. Przykład CEZ-u pokazuje, że parkiet ten może być atrakcyjnym miejscem do pozyskiwania kapitału także dla dużych firm z branży energetycznej. Jeżeli Meinl zdecyduje się na emisję akcji na GPW, za pieniądze polskich inwestorów i przyszłych emerytów będzie mógł kupować, przejmować lub budować elektrownie w naszym kraju. Kontrolę nad nimi prawdopodobnie i tak zachowa austriacka grupa Meinl.

Możliwości, jaką daje warszawska giełda, zdaje się nie dostrzegać ministerstwo skarbu, którego zadaniem, przynajmniej teoretycznie, jest prywatyzacja państwowych spółek. W ciągu 16 lat istnienia GPW resort ten zdołał wprowadzić na giełdę zaledwie trzy stosunkowo niewielkie, lokalne firmy energetyczne (jedna z nich, MPEC Wrocław, znikła już z ceduły, dwie pozostałe, Kogeneracja i EC Będzin, znalazły na giełdzie inwestorów strategicznych). W przeciwieństwie do wielu innych branż, ze względu na skalę wymaganych inwestycji sektor prywatny nie był w stanie zapewnić odpowiedniej podaży aktywów związanych z energetyką.

Tymczasem popyt ze strony inwestorów instytucjonalnych na akcje bezpiecznych firm infrastrukturalnych, takich jak elektrownie i elektrociepłownie, byłby znacznie większy. Widać zresztą, że OFE i fundusze inwestycyjne duszą się pod nadmiarem gotówki i coraz częściej w poszukiwaniu "okazji" angażują pieniądze klientów w wątpliwe oferty publiczne, takie jak LC Corp. czy GF Premium, wyceniane życzeniowo przez założycieli tych spółek.