Początek tygodnia upłynął na światowych giełdach pod znakiem odreagowania ostatniego piątku. Spadki na amerykańskich giełdach z końca zeszłego tygodnia nie zmieniły zbytnio sytuacji technicznej, w jakiej znajdują się rynki. Powrót do środka kanałów zmienności wyznaczanych przez wstęgi Bollingera nie prorokuje jeszcze zmiany trendu, lecz uspokojenie zapędów zarówno popytu, jak i podaży po fali realizacji zysków. Dopiero znaczne zawężenie się kanałów zmienności, przy jednoczesnym spadku obrotów, sygnalizowałoby możliwość silniejszego wybicia, choć też wątpliwe, czy byłoby to wybicie w dół. Na sytuację w Stanach Zjednoczonych duży wpływ ma ciągle rosnąca cena ropy naftowej. Cena baryłki kluczowego dla amerykańskiej gospodarki surowca wzrosła od początku czerwca o przeszło 15 proc., co pomaga notowaniom koncernów paliwowych. Utrzymaniu trendu wzrostowego pomaga także pogłębiające się osłabienie dolara - cały czas kurs EUR/USD utrzymuje się powyżej poziomu 1,38, a GBP/USD przebił wczoraj rano 2,06. Rynki azjatyckie ponownie napędzają informacje płynące z chińskiej gospodarki - wzrost o ponad 4,6 proc. giełdy w Szanghaju, pomimo zacieśniania polityki przez bank centralny ChRL pokazuje, jak duży potencjał wciąż drzemie w tym rynku. Giełda w Tokio odnotowała kolejny spadek, głównie za sprawą umacniającego się jena, bijącego w eksporterów. Indeks Nikkei znalazł się niżej niż przed miesiącem, ale dopiero przebicie dołka z końca czerwca otworzyłoby drogę do głębszej przeceny. Rynki europejskie znalazły się pośrodku - pomiędzy wzrostami w Chinach a spadkami w USA z piątkowego
zamknięcia. Większość głównych
indeksów na Starym Kontynencie poniedziałek zaliczyła jako kolejny leniwy dzień. Niskie obroty i oscylowanie dookoła poprzedniego
zamknięcia nie wpłynęły na perspektywę wzrostów, a budujące się zaufanie na rynkach terminowych tylko to potwierdza. Rynkom europejskim zaszkodzić mogłoby dalsze osłabienie dolara - jak w przypadku wczorajszego zachowania się
FTSE250.