Na prywatny użytek posługuję się pewnym indeksem aktywności inwestorów indywidualnych. Jego konstrukcja jest banalnie prosta, prymitywna nawet - dane nie mają nic wspólnego z liczbą zleceń, ich wielkością czy w ogóle z rynkiem kapitałowym w wąskim tego słowa znaczeniu. Jest to bowiem indeks "pośredni" - w tym sensie, że pokazuje coś, na podstawie czego można snuć przypuszczenia o czymś zupełnie innym, czyli właśnie o aktywności inwestorów.
Podam przykład innych tego typu "wskaźników": obserwuję od lat niektóre dodatki gazetowe, poświęcone np. rynkowi pracy czy nieruchomości. Ich grubość, struktura (w tym głównie struktura i treść zamieszczanych w nich ogłoszeń) itp. dają niezłe pojęcie o tym, w jakim stanie jest aktualnie dany sektor gospodarki. Stabilizacja objętości różnych dodatków pt. "Nieruchomości" z jednoczesną zmianą treści i struktury ogłoszeń może oznaczać nie tylko na przykład, że nie przybywa już projektów deweloperskich (a więc i moda na deweloperkę osiągnęła apogeum, co istotne jest dla graczy z branży i inwestorów), ale i głębsze zmiany, skoro podaż stara się w miarę możliwości elastycznie reagować na potrzeby popytu, jeśli nie realną ofertą, to przynajmniej ofertą marketingową i odpowiednią promocją.
Mówiąc prościej - jeśli np. dodatek jest tak gruby, jak od lat nie był, a reklamy wielokrotnie powielane, to można np. z większym prawdopodobieństwem obstawiać stabilizację lub spadek cen niż dalszy wzrost.
Być może tym wskazaniom daleko do profesjonalizmu, ale ze skutecznością bywa nieźle. Polecam indywidualne analizy.
Ale wróćmy do wspomnianego na wstępie wskaźnika. Od kilkunastu tygodni pokazuje on, że aktywność inwestorów indywidualnych słabnie. Co ciekawe, taki "odczyt" pojawił się nie np. w czasie wakacji, kiedy część osób słusznie koncentruje uwagę na rzeczach łatwych, miłych i przyjemnych, ale później. Kiedy po sierpniowym stanie przedzawałowym i rekonwalescencji pod okiem Fed rynki odzyskiwały wigor.