Po blisko trzech tygodniach męczących spadków, rynek wykazuje symptomy pewnego ożywienia, popartego nieznacznie zwyżkującymi obrotami. Wynika to zarówno z wcześniejszego wyprzedania rynku, jak i ustania presji na dalszą deprecjację złotówki, co znacząco zmniejsza ryzyko inwestycyjne dla inwestora zagranicznego. Złotemu pomogły uspokajające wypowiedzi prezes NBP oraz kilku członków RPP, które znalazły potwierdzenie w opublikowanych danych o deficycie bieżącym w styczniu oraz lutowych prognozach inflacji. Wydaje się również, że inwestorzy zagraniczni po kilku dniach paniki wywołanej analizą sytuacji na Węgrzech zwrócili uwagę na stabilniejszą sytuację polskiego budżetu. Jakkolwiek by było, istnieją spore rezerwy, jeśli chodzi o potencjalne wpływy z prywatyzacji, gdzie sama sprzedaż 30% pakietu TPSA oraz 50% Pekao strategicznym inwestorom powinna zapewnić planowane w ustawie 15 miliardów złotych. Mimo mojego konsekwentnego optymizmu co do rozwoju wydarzeń na giełdzie w tym roku, wydaje mi się, że obecne wzrosty mają charakter czysto techniczny, a więc i krótkoterminowy. W tym czasie powinny zyskać na wartości przede wszystkim te walory, których ceny najbardziej ostatnio ucierpiały, i które jednocześnie mają odpowiednią płynność, aby przyciągnąć spekulacyjny kapitał z zagranicy. Na dobrą sprawę, już od piątku można było zaobserwować pewne uaktywnienie się strony popytowej zarówno na akcjach banków, jak i TP SA. Po tym krótkotrwałym odbiciu prognozowałbym powrót do trendu horyzontalnego w oczekiwaniu na powrót poważniejszych inwestorów zagranicznych. Istnieje na to duża szansa już w ciągu kilku miesięcy, zwłaszcza gdy potwierdzą się wskaźniki wyprzedzające koniunkturę, zapowiadające ożywienie (wzrost zamówień u producentów, spadek zapasów, właściwe tempo realnej podaży pieniądza).
.