Praktyczne spojrzenie

Właśnie skończyłem czytać książkę, której tytułu nie chcę wymieniać, by nie robić jej niepotrzebnej reklamy. Niby dotyczy pionierskich czasów polskiej giełdy. Niby ciekawa... Ale bardzo przygnębiająca.Giełda jawi się w niej jako siedlisko frajerów i oszustów. Ci pierwsi są oskubywani przez tych drugich. A ci drudzy są skubani przez jeszcze większych cwaniaków. Tyle, że na końcu zupełnie nie wiadomo, kto się okazał największym cwaniakiem. Wiadomo tylko, że pozostaje po niej niesmak wielkiego kaca - zarówno dosłownego, wielokrotnie powtarzanego kaca głównych jej bohaterów, jak i bardziej metafizycznego, zniechęcającego do jakichkolwiek kontaktów z giełdą.Gdyby bezkrytycznie uwierzyć we wszystko, co tam napisano, można by wysnuć wniosek, że na giełdzie nie ma ani jednego uczciwego człowieka. Na szczęście szybko się z tego wrażenia otrząsnąłem, a pomógł mi w tym inwestor, z którym jakiś czas temu nawiązałem korespondencję. Pan Zbyszek jest - jak to sam określa - zawodowym inwestorem. Czyli codziennie śledzi przebieg sesji, starannie analizuje sytuację na giełdzie, studiuje raporty finansowe spółek i wiele innych informacji. I na tej podstawie podejmuje decyzje inwestycyjne. Czasem odnosi sukcesy, czasem porażki. Co najważniejsze, nie wstydzi się przyznać do tych porażek. Nie wierzę bowiem ludziom, którzy twierdzą, iż odnoszą same sukcesy. Tak naprawdę wszyscy ponosimy porażki, ale dla wielu przyznanie się do nich stanowi plamę na honorze.A przecież nie o to chodzi - nie ma ludzi nieomylnych. Ważna jest umiejętność przyznania się do przegranej, ale nie po to, by nad nią rozpaczać, lecz po to, by wyciągnąć z niej wnioski i drugi raz nie popełnić tego samego błędu. Jeżeli suma sukcesów jest większa od sumy porażek, to w ostatecznym rozrachunku wygrywamy. I jest to prawdziwa wygrana przynosząca prawdziwą satysfakcję - a nie "sukces" osiągnięty przez oskubanie naiwnego lub oszukanie oszusta.Gdy więc przeczytam taką książkę, jak opisaną na wstępie, albo kolejną wiadomość o wykorzystaniu informacji poufnej lub manipulacji kursem, to dla poprawienia nastroju przeglądam sobie korespondencję z inwestorami. Wraca mi wtedy wiara w sens mojego działania, w sens istnienia giełdy, w sens zawodu maklera i doradcy. I wierzę głęboko, że doczekam czasów, gdy giełda nam spowszednieje, tzn. przestanie epatować nieprawidłowościami, a będzie po prostu jednym z wielu elementów naszego życia, tak samo normalnym, jak bank, sklep czy szkoła.Tak trzymać, Panie Zbyszku!

Krzysztof Grabowski

prezes

Związku Maklerów i DoradcówTekst stanowi wyraz osobistych poglądów autora