Niespokojny wiek XX dobiega końcai popularne staje się przekonanie, że kierunek przemian gospodarczychi cywilizacyjnych, jaki zaznaczył się w ostatniej dekadzie wieku, jest niewłaściwy. Ba, prowadzi do globalnej katastrofy. W tym kontekście słowo "globalizacja" nabiera ponurego znaczenia.
Tak przynajmniej uważają dwaj niemieccy ekonomiści, Hans-Peter Martin i Harald Schumann, którzy opublikowali pracę "Pułapka globalizacji". Jej podtytuł "Atak na demokrację i dobrobyt" mówi sam za siebie. "Komunikacja, oparta na podstawach high technology, niskie koszty transportu i nie znający granic wolny handel przeobrażają świat w jeden rynek" - piszą niemieccy autorzy. "Następstwem ma być nieubłagana, globalna konkurencja, także na rynku pracy". W wyniku tej konkurencji w krajach wysoko rozwiniętych znikają "dobre" miejsca pracy, to znaczy stabilne, wysokopłatne. Przenoszą się do krajów mniej rozwiniętych, gdzie koszt pracy jest znacznie niższy. W krajach rozwiniętych bezrobocie dotyka nawet zawodów nowoczesnych, najbardziej dynamicznych, na przykład informatyków. Programiści hinduscy są równie dobrzy, jak amerykańscy, a za to 10 razy tańsi. Najbardziej zaawansowana technologicznie produkcja przenosi się z regionów tradycyjnie uprzemysłowionych do zacofanych - w poszukiwaniu tanich miejsc pracy. Wielkie firmy, w których od lat tworzyła się stabilna kultura korporacyjna, a wynagrodzenia były windowane w górę przez silne związki zawodowe, ulegają restrukturyzacji. Są dzielone na mniejsze części, a przy okazji tysiące pracowników - także wysokiej rangi menedżerów - traci pracę, zmieniane są układy zbiorowe, związki zawodowe w mniejszych zakładach, wydzielonych z wielkiej korporacji, tracą na znaczeniu. Wszystko to razem prowadzi nieuchronnie, według Martina i Schumana, do stałego wzrostu bezrobocia i zubożenia społeczeństw.Poglądy Niemców wynikają z całkowitego braku zaufania do mechanizmu wolnego rynku. Restrukturyzacja firm, obniżanie kosztów - to nic innego, jak inwestowanie w rozwój całej gospodarki. Tracone przy okazji miejsca pracy odnajdują się w innych firmach, czasami w innych gałęziach gospodarki, w innych miejscowościach. Ta dynamika jest rzecz jasna frustrująca dla pracowników, którym nikt nie może zagwarantować stabilnej pozycji do końca zawodowej kariery. Coraz częściej dotyczy to także menedżerów lub wysokiej klasy specjalistów. Ale alternatywą dla tej dynamiki może być zastój lub, co gorsza, recesja. Pogoń za niższymi kosztami, bolesna dla niektórych pracowników, jest korzystna dla konsumentów - którymi są ci sami pracownicy. Z tego powodu fala deregulacji i liberalizacji przepisów, która dotknęła w wielu krajach monopole - energetyczne, telekomunikacyjne, transportowe - przyniosła znaczny wzrost wydajności i obniżkę taryf. Martin i Schuman nawet to krytykują. Są zdania, że monopole znacznie lepiej niż konkurujące na rynku firmy chroniły miejsca pracy. Fakt, że odbywało się to kosztem konsumentów - a więc tych samych pracowników, których starają się brać w obronę - nie skłania ich do żadnej refleksji.W krajach, gdzie rynek działa dobrze, gdzie ingerencja państwa jest mniejsza, a struktury gospodarcze są elastyczne - bezrobocie nie stanowi dużego problemu. To jest przykład Stanów Zjednoczonych, przeżywających od lat gospodarczy boom. Na drugim biegunie jest Europa - biurokratyczna, regulowana wieloma przepisami, starająca się utrzymać parasol opieki socjalnej i borykająca się z bezrobociem, które jest skutkiem tej polityki, skutkiem braku zaufania do wolnego rynku. Globalizacja zmusza kraje europejskie do kolejnych wysiłków na rzecz ratowania miejsc pracy, które uciekają do Indii, Malezji czy Tajlandii. Tylko jak tę ucieczkę powstrzymać? Dla Martina i Schumana wyjściem jest postawienie nowego "muru berlińskiego", który miałby chronić dobrobyt bogatych społeczeństw, zagrożony erozją na skutek procesów globalizacji. W samych Niemczech taką politykę proponował Oskar Lafontaine, minister finansów, który przed miesiącem podał się do dymisji. Jego odejście europejskie giełdy przywitały wysokimi zwyżkami notowań. Ludzie zaangażowani w realną gospodarkę wiedzieli, że recepty Lafontaina, podobnie jak autorów "Pułapki globalizacji", są utopijne. Z naszego - polskiego - punktu widzenia możemy dodać, że są to recepty egoistyczne. Biedniejszym społeczeństwom globalizacja, napływ kapitału pozwala rozwijać się w szybkim tempie i pokonywać dystans, dzielący je od najbogatszych.
WITOLD GADOMSKI,
publicysta "Gazety Wyborczej"