Znaczący wpływ na nie najlepsze nastroje na rynku w trakcie tygodnia miały wypowiedzi członków RPP, niosące groźbę podwyżki stóp. Rozpoczęły one krótką, choć działającą na wyobraźnię publiczną, dyskusję nad stopniem realizacji deficytu i jego ewentualnymi skutkami. I choć na pierwszy rzut oka może wydawać się, iż któryś z podających różne liczby adwersarzy tej dyskusji był w błędzie, rzeczywistość znajdująca swój wyraz w liczbach mogła potwierdzać oba stanowiska.Oparcie się na danych na połowę miesiąca, po realizacji części stałych wydatków, a przed wpływami z podatków, i to w ostatnim miesiącu rozliczeń podatkowych, jest dziwne. Tym bardziej że wcześniej nie interesowano się wynikami w takim ujęciu. Pojawia się więc pytanie: kto ma interes w straszeniu inwestorów, nie tylko giełdowych, możliwością podwyżki stóp? Wydaje się, że można wskazać co najmniej kilka przesłanek takiego "zaimprowizowanego alarmu". Celem takich wystąpień mogło być usprawiedliwienie braku obniżki stóp procentowych i zniechęcenie do zaciągania kredytów. Być może zamiarem było wywarcie presji na rząd, by szybciej realizował dochody z prywatyzacji. A może chodziło o ostrzeżenie przed powiększeniem deficytu. Którykolwiek z tych powodów uznać za właściwy, narzędzie użyte do ich realizacji mogłoby być bardziej subtelne."Słodką naiwnością" wykazał się zarząd jednej ze spółek, oferując w ogłoszeniu sprzedaż akcji Ciechu. Widać, że nie zadano sobie trudu skorzystania z pomocy prawnika - a skąpstwo kosztuje. Nie po to wymyślono obrót publiczny, by handlować spółkami niepublicznymi za pośrednictwem mediów. A poza tym nawet drobna konsultacja z fachowcami pomogłaby skorzystać z pozostawionych w ustawie furtek i nie narażać spółki na słuszny gniew KPWiG.
.