Po podatkowych decyzjach prezydenta

Nierówne traktowanie podmiotów gospodarczych i konieczność zmian w projekcie przyszłorocznego budżetu - to niektóre skutki niedzielnej decyzji prezydenta o niepodpisaniu ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych.

O konieczności wprowadzenia "rozległych autopoprawek" do projektu budżetu na 2000 r. spowodowanych prezydenckim wetem mówił wczoraj premier Jerzy Buzek. Innego zdania są ekonomiści, którzy uważają, że ustawę i tak trzeba by było poprawiać ze względu na niedoszacowanie wydatków ZUS i inne, niż w pierwotnych projektach rządowych, skutki wprowadzania zmian w podatkach.- Konsekwencje dla przyszłorocznego budżetu będą niewielkie. Inaczej będzie w latach następnych. W zawetowanej ustawie o podatkach osobistych był przecież zapis o zmniejszaniu stawek do 2002 r., czego nie ma w obecnie obowiązujących przepisach - mówi Stanisław Gomułka. Jego zdaniem, można spodziewać się, że w przyszłym roku rząd zgłosi projekt zmian w ustawie o podatku dochodowym od osób fizycznych, w którym zaproponuje przejście do drugiego etapu reformy - czyli obniżenia środkowej i górnej stawki PIT w 2001 r. do 28 i 35%. Według prof. Gomułki jest duża szansa, że zmiany te zostaną przyjęte przez parlament (bo uzgodniła je koalicja) i zaakceptowane przez prezydenta (głównym powodem weta był sposób procedowania w Sejmie nad nowelizacją PIT).Dla Bogusława Grabowskiego z Rady Polityki Pieniężnej niebezpieczeństwo decyzji prezydenta nie tkwi w konieczności zmian w projekcie budżetu na 2000 r. Jego zdaniem, zawetowanie ustawy o PIT i uzasadnienie tego m.in. potrzebą przestrzegania sprawiedliwości społecznej jest o wiele bardziej szkodliwe, bo może uniemożliwić przeprowadzenie procesu zmniejszania spłaszczania systemu podatkowego. - Polskie społeczeństwo musi się pogodzić z tym, że jest zróżnicowane ekonomicznie. Jeśli poważnie myślimy o dogonieniu rozwiniętych gospodarek, to - prędzej czy później - musimy sobie zaaplikować liberalną kurację zmniejszania progresji podatkowej. Prezydencka decyzja wzmacnia społeczne animozje - powiedział PARKIETOWI B. Grabowski. Jego zdaniem, prezydenckie weto jest decyzją polityczną i ma niewiele wspólnego z gospodarką. - Gdyby Aleksander Kwaśniewski zawetował ustawy o podatkach dochodowych i uzasadniał to obawami o stabilność makroekonomiczną - zrozumiałbym. Ale zawetowanie tylko jednej ustawy i odwoływanie się przy tym do konstytucyjnych zasad sprawiedliwości społecznej jest zabiegiem czysto ideologicznym, dla mnie zupełnie niezrozumiałym - powiedział B. Grabowski.- Weto jest z pewnością niekorzystne dla osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą. Podatki, jakie będą musieli płacić, będą wyższe niż w przypadku osób prawnych. Ci przedsiębiorcy poczują się pokrzywdzeni. Można przypuszczać, że będą mieli większą skłonność, by uciekać w szarą strefę - mówi Jeremi Mordasewicz, wiceprezes Business Centre Club. - Tu nie chodzi nawet o różnice w stawkach - one zawsze będą. W przyszłym roku będziemy mieli np. dwa różne systemy amortyzacji - inny dla osób prawnych, a inny dla osób fizycznych prowadzących działalność. Inny też będzie system ulg inwestycyjnych - osoby prawne nie będą mogły z nich korzystać, osoby fizyczne zachowają takie prawo - uważa B. Grabowski.Według J. Mordasewicza weto wobec ustawy o PIT oznacza również utrzymanie dużych kosztów pracy, zwłaszcza w przypadku wysokiej klasy specjalistów. Na rynku pracy mają oni największe wzięcie. Zjawisko to jest charakterystyczne dla większości rozwiniętych gospodarek, zawdzięczających swoją pozycję tzw. technologiom wiedzy - czyli np. informatyce. Z tak dużymi obciążeniami fiskalnymi Polska przegrywa rywalizację o wysoko wykwalifikowane kadry z innymi krajami.

MAREK CHĄDZYŃSKI