Poprawę koniunktury na światowych giełdach zawdzięczamy w głównej mierze rynkom azjatyckim. Europejscy inwestorzy z niepokojem obserwowali zachowanie giełdy w Stanach Zjednoczonych i brak jednoznacznych sygnałów płynących zza oceanu. A bez wskazówek z Wall Street Europa ma kłopoty z rozpoznaniem trendu. Japonia pod koniec tygodnia osiągnęła w ciągu dnia najwyższy kurs od 1997 roku, co zrekompensowało nieco obawy o koniunkturę na giełdach. Jednak brak korelacji z giełdą nowojorską może być tylko krótkotrwały i w nadchodzącym tygodniu wszyscy prawdopodobnie podążą jej śladem. Pytanie, w którą stronę. Ceny amerykańskich obligacji w mijającym tygodniu gwałtownie wzrosły, co może oznaczać zdyskontowanie posunięcia Fedu, który być może podniesie oficjalną stopę procentową o 50 punktów bazowych. Z drugiej strony popyt na amerykańskie papiery skarbowe może wynikać z większej alokacji kapitału w kierunku obligacji, co sugerowałoby ostrożność w zajmowaniu długich pozycji na akcjach. Reakcja rynków na piątkowe dane gospodarcze z USA była bardzo dramatyczna. Pozytywne nastroje zamieniły się w paniczną sprzedaż. Prawdopodobnie zamknięcie piątkowych notowań na giełdzie nowojorskiej określi koniunkturę na najbliższe tygodnie. Sądzę jednak, że średnioterminowy trend wzrostowy jest niezagrożony, a obawy o polską scenę polityczną czy deficyt obrotów bieżących mają znaczenie drugorzędne wobec poprawy sytuacji gospodarczej w kraju i na świecie.