Okiem spekulanta

Niedawno giełda oficjalnie poinformowała o dwóch bardzo istotnych dla rynku inicjatywach. Po pierwsze ma powstać segment innowacyjnych technologii, po drugie rozluźnione mają być kryteria dopuszczeniowe. Obydwa pomysły wydają się mocno kontrowersyjne.

Kiedy pierwszy raz usłyszałem o możliwości utworzenia nowego rynku na GPW pomyślałem - dobry pomysł. Wnioskując z pierwszych zapowiedzi, miał to być parkiet przeznaczony dla małych, dynamicznych spółek, którym nie brakuje pomysłu na zrobienie interesu, ale które mają kłopoty z pozyskaniem kapitału. Krótko mówiąc, spodziewałem się zastać na nim prędzej takie firmy, jak Ariel niż TP SA. Ale giełda miała nieco inną wizję albo raczej to, czego można było oczekiwać, postanowiła podzielić na dwie części. I tak powstał SITech, nawet nie nowy rynek, ale po prostu grupa dwunastu "ekskluzywnych" spółek. Bardzo długo zastanawiałem się, dlaczego wybrano właśnie te firmy? Jakie zastosowano kryteria? Co łączy np. Telekomunikacja Polska SA, ComArch i Optimus? Wprawdzie wszystkie spółki związane są z internetem, ale w takim razie, dlaczego jest SITech, a nie ma segmentu budowlanego, chemicznego, bankowego itd? Wreszcie, na czym polega innowacyjność wybranej dwunastki (ze słownika wyrazów obcych - innowacja - 1) wprowadzanie czegoś nowego, nowatorstwo; 2) rzecz nowo wprowadzona, nowość)? Co takiego nowatorskiego wprowadzają te spółki? Przecież chyba nie chodzi o to, że np. składają komputery i rozwijają działalność w internecie. Innowacyjne mogłyby być 10 lat temu, ale teraz tylko powielają rzeczy już odkryte. A że teraz na rynku była szalona hossa, to już całkiem inna sprawa. Moim zdaniem, to właśnie ponadprzeciętny wzrost notowań spółek IT (z wyjątkiem Apeximu i Elzabu) spowodował utworzenie SITechu. Giełda dała się ponieść szaleństwu, które trwa u nas od paru miesięcy, a na świecie od kilku lat. Mam tylko nadzieję, że, po pierwsze, jak któryś Polifarb wynajdzie farbę służącą do malowania i nadającą się jednocześnie do pastowania butów albo do picia, to natychmiast dołączy do SITechu nawet jeżeli jego kurs spada, i, po drugie, jeśli w przyszłości zdarzy się ponadprzeciętny wzrost na rynku spółek mięsnych, to powstanie segment spółek mięsnych. Obecna sytuacja to jawna dyskryminacja firm spoza sektora teleinformatycznego, a dowody potwierdzające takie przypuszczenia można znaleźć na stronach internetowych giełdy. "Zamierzamy promować inwestowanie w sektor teleinformatyczny poprzez zachęcanie do różnego rodzaju analiz sektorowych, takich jak np. wyceny spółek, perspektywy rozwoju itp. Nasze strony internetowe planujemy otworzyć na takie analizy" - czytamy. Podstawowe pytanie brzmi, jakie będą kryteria wyboru analiz, np. wysoka kwota za opublikowanie? A może będą publikowane tylko optymistyczne raporty? Są tam i inne ciekawe stwierdzenia, np.: "zakładamy, że inwestowanie w spółki teleinformatyczne będzie szczególnie interesować osoby zaprzyjaźnione z internetem". To jasne - kierowcy powinni być "szczególnie zainteresowani" PKN-em, a ci, którzy "zaprzyjaźnią się" ze schabowym, powinni mieć w portfelu Sokołów. Podsumowując, jak powiedział mi jeden z doświadczonych inwestorów, śmiesznie będzie, jeśli utworzenie SITechu zbiegnie się ze szczytem na rynku.Jako chybiony określiłbym także pomysł rozluźnienia kryteriów dopuszczeniowych. Co z podkreślaną wielokrotnie przez władze giełdy ekskluzywnością? Ważny argument przeciw tej inicjatywie to niezgodność takich działań z dyrektywami Unii Europejskiej. Zgodnie z nimi, jeśli w kraju działa rynek giełdowy i pozagiełdowy, to dla spółek starających się o wejście na giełdę musi być określona minimalna wartość kapitałów własnych. Zgodnie z obecnie obowiązującymi regulacjami wielkość ta (lub oczekiwana kapitalizacja) to nie mniej niż 1 mln euro, a na dodatek spółka powinna opublikować sprawozdania za 3 lata obrachunkowe poprzedzające moment złożenia wniosku o dopuszczenie. W polskich warunkach spełnienie tego drugiego warunku nimagane już teraz od firm ubiegających się o notowania na rynku wolnym i równoległym. Giełda stara się przyciągać spółki, którym bliżej na CeTO niż na główny rynek "narodowy". Oczywiście, nie jesteśmy jeszcze członkiem Unii Europejskiej i tamtejsze regulacje prawne jeszcze nas nie obowiązują. Ale to się zmieni. Dlaczego zatem giełda decyduje się na takie działania? Przecież ma pozycję monopolisty i nie dość, że ją wykorzystuje, to jeszcze stara się ją umocnić. A to na pewno ani nie służy inwestorom, ani nie wpłynie korzystnie na rozwój rynku pozagiełdowego. Wprawdzie w większości krajów europejskich istnieje tylko jeden liczący się rynek akcji, ale to dlatego, że po prostu konkurencja upadła. "Monopolizacja" odbyła się zatem w drodze procesów rynkowych, w Polsce giełda jest jedna "z urzędu". Zgodnie z tym, co można przeczytać na jej stronach internetowych, "dotychczasowe ilościowe kryteria wejścia na giełdę (...) powinny powoli być uzupełniane przez kryteria jakościowe, zgodnie z którymi oceniany będzie również potencjał wzrostowy kandydata do notowań". Kto będzie oceniał, na jakiej podstawie? Kto zrobi coś, czego może dokonać tylko rynek? Jeśli oceny okażą się chybione, jakie będą tego konsekwencje? Tak na marginesie, WGPW i tak pozostanie zamknięta dla małych spółek ze względu na koszty wejścia na rynek.

Ostatnie inicjatywy GPW to jawna dyskryminacja firm spoza sektora teleinformatycznego, a dowody potwierdzające takie przypuszczenia można znaleźć na stronach internetowych giełdy.

TOMASZ JÓŹWIK