Spektakularne wtorkowe załamanie amerykańskiego Nasdaqa i równie efektowne odbicie tego samego dnia z pewnością może wywoływać dezorientację. Spadając w ciągu niecałych 4 godzin o 14 proc. do najniższego w tym roku poziomu i pogłębiając tym samym rozpoczętą 10 marca korektę do 27,7 proc., Nasdaq Composite wykonał za jednym zamachem cały plan korekty, której można się było w obecnych warunkach spodziewać wcześniej. Problem polega oczywiście na tym, że cała korekta zakończyła się 12-proc. odbiciem w górę w ciągu jednej sesji czasu amerykańskiego i nie mogły wziąć w niej udziału pozostałe rynki świata. Czy zatem - jeśli przyjąć rozsądnie założenie, że osiągnięte we wtorek minimum Nasdaqa na poziomie 3649 pkt. wyznaczyło dno całej korekty - można sądzić, że zakończyła się również korekta na pozostałych światowych rynkach akcji spółek z sektora TMT, w tym i na GPW? Niekoniecznie, jeśli w kwietniu dojdzie do ponownego testu wtorkowego minimum na rynku Nasdaq, tym razem bardziej rozciągniętego w czasie. Gdyby tak się rzeczywiście stało, to można wątpić, czy i tym razem akcje spółek "nowej gospodarki" notowane na pozostałych rynkach świata zdołają uchronić się od pogłębienia korekty. Na tak rozemocjonowanym rynku znaczenia nabierają kwestie techniczne. Wsparcie znajdujące się dla WIG20 na poziomie 2100 pkt. zadziałało poprawnie w trakcie dwu ostatnich sesji. Potężny opór dla rodzącego się odbicia w górę stanowić będzie natomiast w najbliższym czasie szeroka luka (2290-2371 pkt.) oraz 15- i 45-sesyjne średnie znajdujące się w czwartek odpowiednio na poziomach 2320 i 2304 pkt.