Wiara czyni cuda. Jednak i w tym względzie przesada bywa szkodliwa. Można odnieść wrażenie, że niektórzy e-przedsiębiorcy, planujący karierę giełdową, wciąż stawiają ?misyjne? podejście do inwestowania ponad przyziemne rachunki.

Deklarują bowiem chęć ściągnięcia z rynku olbrzymich pieniędzy, nie oferując jednak w zamian klarownej wizji w miarę rychłego zwrotu tej wielkiej kasy inwestorom. Tymczasem zdolność do niezwykle szybkiej ?konsumpcji? kapitału przez wiele dotcomów jest na szczęście dość obszernie opisana (łącznie ze wskaźnikiem ?spalania? gotówki, czyli ?cash-burn ratio?). Teraz pora na pokazywanie zdolności do generowania owej gotówki. Bo bez niej trudno zachować płynność. A jej poziom brutalnie weryfikuje wszystkie ambitne plany i strategie. Przekonali się o tym boleśnie przecież choćby pomysłodawcy kilku skądinąd bardzo sympatycznych portali internetowych.Pieniądz musi pracować. Kiedy inwestor słyszy, iż ktoś chce pozyskać kilkadziesiąt czy kilkaset milionów złotych z rynku publicznego, musi jednocześnie usłyszeć, w jaki sposób zarobi na finansowaniu projektu. Ma także prawo dowiedzieć się, jak to się stało, że w sumie niezbyt wielkie ? w porównaniu z wieloma innymi giełdowymi spółkami ? przedsięwzięcia okazują się tak kapitałochłonne. W tym kontekście muszą niepokoić usilne zabiegi sporej części firm internetowych, by przychody pompować w sposób sztuczny, przez ?nakręcanie? barterów. Oczywiście, jeśli za usługi reklamowe (czy nawet skromny pakiet akcji) portal może pozyskać niezbędny sprzęt, należy to ocenić pozytywnie (bo unika kosztu gotówkowego). Fatalnie jest jednak, gdy ?barteromania? staje się głównym wymiarem działalności firmy. Papierowe rachunki puchną, a kasa pustoszeje. Bo części kosztów nie sposób rozliczać barterowo.Sprawę ułatwi na pewno zerwanie z mitem bezpłatnego internetu. Ostrożne zagraniczne przymiarki do wprowadzania odpłatności za korzystanie z usług wielkich portali, pobieranie prowizji od organizowania popularnych aukcji w sieci, platformy transakcyjne, systemy mikropłatności (np. za pobranie informacji, analizy, oglądnięcie wywiadu itd.), subskrypcja i abonamenty, prowizje od sprzedaży cudzych produktów i usług, wreszcie tradycyjna już reklama (nie tylko bannerowa) ? to wszystko jest potencjalnym źródłem żywej gotówki, której potrzebuje każdy biznes. Problemem będzie na pewno bariera mentalna samych użytkowników, którzy przez kilka ostatnich lat upewniali się, iż internet to cud ekonomiczny ? daje dużo, i to za darmo.Szukanie i wskazywanie inwestorom źródeł gotówki drzemiących w nowych projektach to sprawa zasadnicza. Nie tak dawno pisaliśmy, iż nadchodzą dobre czasy dla hodowców spółek i producentów przysłowiowych łopat. Warto powtórzyć jednak, że czasy te będą dobre tylko dla sprawnych hodowców i dobrych producentów. Licytacja potrzeb kapitałowych to jednak zbyt mało, by ocenić, czy warto wchodzić w finansowanie wielkich projektów. Kilka lat temu cudzoziemski prezes jednej z naszych spółek na pytanie o możliwości zwiększania sprzedaży rzucił: ?a gdzie ta klienta??. Przy okazji nowych projektów nie wolno zapominać o pytaniu: ?a gdzie te przychody?? To ciągłe zwracanie uwagi na takie przyziemne sprawy jak porównywanie kosztów z przychodami może jest i nudne. Ale poziom wymagań trzeba teraz wręcz zaostrzyć. Nowe projekty należy bacznie obserwować przede wszystkim pod kątem przepływów gotówkowych. Papier jest bowiem cierpliwy i toleruje niegotówkowe układy barterowe. A te, choć są czasem bardzo korzystne, nie generują żywego pieniądza w kasie. Pytanie, które warto polecić wszystkim ?napalonym? na kupowanie akcji nowych spółek z branży internetowej, brzmi więc brutalnie prosto: ?a gdzie ta gotówka??. [email protected]. Poprzedni tydzień zakończyły wieści o kolejnych kłopotach Tonsilu, jednej z tych firm, które teoretycznie powinny być panami sytuacji. Wieloletnie doświadczenie, dobre produkty, znakomicie znana w Polsce marka... Może zabrakło umiejętności ?sprzedawania się? tak doskonale opanowanej przez firmy z branży internetowej?