Mógłbym zacząć pesymistycznie - od narzekania na stan polskich dróg i wątłość naszych autostrad. Ale zacznę w tonie optymistycznym - od tego, że Polacy aż się palą, żeby finansować budowę autostrad w... Czechach.

Już za kilka dni rząd w Pradze podejmie prawdopodobnie decyzję o rozpoczęciu kolejnego etapu prywatyzacji koncernu CEZ. Wstępnie postanowiono już, że sprzedaż akcji tej firmy odbędzie się poprzez rynek kapitałowy. Na tę wiadomość naszym inwestorom aż oczy zabłysły w nadziei, że także warszawska giełda weźmie udział w tym procesie. Są na to szanse, tym bardziej że CEZ jest od października 2006 r. notowany także na GPW. Podaż kolejnych papierów wartych prawie 5 mld zł byłaby nie lada gratką...

Muszę tu wyjaśnić, że pieniądze, jakich czeski rząd spodziewa się po sprzedaży kilku procent akcji CEZ-u, mają iść właśnie na budowę autostrad. Tym, którzy nie mieli dotychczas okazji odwiedzić naszych południowych sąsiadów, wyjaśnię, że stan ich dróg znacząco odbiega od tego, z czym mamy wciąż do czynienia w Polsce. Przez ostatnie kilkanaście lat Bracia Czesi zdążyli położyć całkiem przyzwoitą sieć autostrad i dróg szybkiego ruchu.

Wróćmy jednak na północną stronę granicy dzielącej oba nasze kraje. Cała tegoroczna oferta prywatyzacyjna polskiego Skarbu Państwa ma wzbogacić budżet o 3 mld zł. Pieniądze te - jeśli faktycznie uda się je zdobyć - pokryją część deficytu.

A gdyby tak - oczywiście nie przyznając się nikomu - podpatrzeć Czechów i przyspieszyć prywatyzację, przynajmniej część pieniędzy przeznaczając na budowę dróg?