To jak głębokie będą spadki w Warszawie, przede wszystkim będzie uzależnione od zachowania czołowych europejskich parkietów. O ile w pierwszej połowie dnia dominacja podaży nie podlega dyskusji, to w drugiej pojawi się szansa na pewną poprawę sytuacji, mającą swe źródła w oczekiwaniu na odbicie na Wall Street. Jednak gdyby nawet taki scenariusz został zrealizowany, to trudno nie zauważyć, że nad rynkami akcji zbierają się czarne chmury.
Zeszłotygodniowa zapowiedź Europejskiego Banku Centralnego, że stopy procentowe w strefie euro mogą wzrosnąć, to pierwszy tak mocny sygnał, że inflacja staje się obecnie dużym, globalnym problemem. Czwartkowo-piątkowa panika kupna na rynku ropy, która wywindowała ceny tego surowca o prawie 13 proc., nie tylko potwierdziła, że trend wzrostowy na rynku ropy ma się dobrze, ale również jest sygnałem, że w presji inflacyjna na świecie będzie rosnąć.
Jeszcze bardziej niebezpieczne dla rynków akcji są piątkowe dane z rynku pracy w USA. Majowy wzrost stopy bezrobocia z 5 do 5,5 proc., co było największym skokiem bezrobocia od 22 lat , podważa tezę o odbiciu amerykańskiej gospodarki w II połowie roku. To prosta droga do spadków na Wall Street, a więc i na większości giełd na świecie.
Realizacja tego pesymistycznego scenariusza oznacza dla GPW, przy jej obecnej słabości, zagrożenie spadkami poniżej styczniowych minimów.
Na gruncie analizy technicznej ewentualne wybicie rynku dołem z czteromiesięcznego trendu bocznego, może oznaczać spadek nawet do 40 000 pkt. w przypadku indeksu WIG i 2500 pkt. w przypadku WIG20.