Środowy odczyt inflacji CPI na poziomie 9,1 procent i gra wokół tego raportu zdołały przykryć początek sezonu publikacji wyników kwartalnych. W istocie wyniki banków były dalekie od uspokajających, ale zostały w całości zdominowane przez rekord wskaźnika CPI i skokową właściwie zmianę oczekiwań wobec lipcowego posiedzenia FOMC. Starczy powiedzieć, iż przed odczytem CPI rynek był pogodzony z kolejną podwyżką stóp procentowych o 75 punktów bazowych, by tego samego dnia podnieść wycenę prawdopodobieństwa podwyżki o 100 punktów bazowych do 90 procent. Tak radykalna zmiana przyniosła adekwatną reakcję giełd, ale na scenie pojawił się przedstawiciel Fed, który dał do zrozumienia, iż wyceny rynku przekraczają nastroje wśród głosujących członków FOMC, jednocześnie podkreślając, iż na dziś nie ma potrzeby do tak radykalnego kroku. Efektem był równie skokowy powrót do wycen podwyżki ceny kredytu o 0,75 procent, w kontekście której giełdy operowały właściwie od poprzedniego posiedzenia FOMC. Zachowanie giełd amerykańskich w całym tygodniu było prostym odzwierciedleniem tego zamieszania.
W przypadku rynków europejskich rytm podawany przez Wall Street mieszał się jeszcze z reakcjami rynku walutowego, na którym potencjalnie agresywniejsza polityka Fed i brak przestrzeni do równie agresywnej polityki Europejskiego Banku Centralnego, owocowały mocnym dolarem i słabością euro. Parytet na parze EURUSD szkodził innym giełdom niż amerykańskie, ale w końcówce tygodnia korekta dotarła również na rynek walutowy, gdzie zmaterializował się wzrost apetytu na ryzyko. Do odnotowania jest ważna dla części rynków i akcji słabość rynku surowcowego, który znalazł się między młotem zacieśnienia w polityce monetarnej, a kowadłem recesyjnych obaw. Naprawdę mocniejszy dolar staje się również problemem dla spółek amerykańskich, które uzyskują znaczącą część przychodów na świecie, nie wspominając o inwestorach, którzy tracą pieniądze zainwestowane na rynkach innych niż amerykańskie. Niemniej, w finale tygodnia korelacja ze światem – i osłabienie dolara – pozwoliły również odbić rynkom regionu i operować w kontekście większego apetytu na ryzyko. Naprawdę jednak dopiero pierwsze sesje nowego tygodnia pokażą, czy Europa zdoła zbudować coś więcej na piątkowym odbiciu w USA.
Patrząc na bliską perspektywę czasową los rynków jawi się jako zawieszony na wynikach spółek. Tylko w bieżącym tygodniu raporty na rynek wyśle około 70 spółek z indeksu S&P500. Od skali zaskoczeń zależy, w jakim modelu będą operowali inwestorzy w kolejnych dwóch tygodniach. Swoje znaczenie zachowa też oczekiwanie na lipcową decyzję FOMC, która pojawi się w finałowym tygodniu miesiąca i w pewnym sensie domknie handel przed sierpniem, gdy na giełdach pojawi się tradycyjny, wakacyjny spadek płynności. W naszej opinii kolejne dwa tygodnie raczej podtrzymają zmienność niż doprowadzą do jej wygaszenia. Sezon wyników postrzegamy raczej jako zagrożenie dla giełd akcji niż szansę na zbudowanie poważnego odbicia. Naszym scenariuszem bazowym pozostaje układ spadkowy z szansą na jakąś stabilizację. Zwyżki stale postrzegamy jako korekty obowiązujących trendów spadkowych i rajdy w bessie. Nie wykluczamy jednak scenariusza, w którym rynki zaczną już formować dno przed kolejną hossą. Nie prognozujemy dołka, raczej widzimy szansę na jego ukształtowanie w fazie, w której giełdy będą mogły zacząć wyceniać nowe cykle w gospodarce, polityce monetarnej i wreszcie zmianę trendu na rynkach. W tym kontekście warto odnotować, iż wspomniane na starcie wycenienie procentowej podwyżki ceny kredytu w USA było związane z pierwszą wyceną obniżki ceny kredytu już w marcu przyszłego roku.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ