Po zaskakującym minięciu się z prognozą raportu Departamentu Pracy, który na poziomie etatów można było uznać za cztery razy gorszy od oczekiwań, analogicznych emocji dostarczyła inflacja. Bez wątpienia połączenie danych za kwiecień z rewizją danych w dół z marca dało szok w postaci raportów gorszych o blisko 750 tys. przy oczekiwaniu na wzrost o około 1 mln. Tym razem zbliżony cios wyprowadziła inflacja CPI. Wzrost CPI w skali miesiąca o 0,8 procent przy prognozie 0,2 procent rozlał się dynamiczną przeceną, która w największym stopniu była pochodną strachu, w jakim operują giełdy w ostatnich tygodniach. Centrum uwagi zajmuje mieszanka wysokich wycen w kontekście potencjalnego i szybszego od oczekiwań zacieśnienia w polityce monetarnej w USA.
Patrząc jednak na zakończenie tygodnia, które było lepsze w Europie niż w USA, panika miała ten sam zasięg, co po danych z amerykańskiego rynku pracy. W finale S&P500 oddał tylko 1,4 procent w skali tygodnia, gdy w środę – dzień odczytu amerykańskiej inflacji – oddał ponad 2 procent. Ważniejsze od obaw okazały się głębokości korekt, które na kluczowych indeksach zbliżyły się do 5 procent, w przypadku Nasdaqa Composite - koszyka tożsamego z najmocniej reagującymi na dane spółkami technologicznymi - nawet około 8 procent. Stale aktualna hossa i znany mechanizm kupowania korekt okazały się silniejszymi od obaw, iż Fed zostanie zmuszony do szybszego od oczekiwań redukowania pomocy dla gospodarki. W sumie można mówić o klasycznym zachowaniu graczy, którzy krótkookresową realizację zysków i wzrost zmienności wykorzystali do zajęcia pozycji pod średniookresowe trendy. W praktyce rynki wykonały ruch oczekiwany i w pełni uzasadniony, gdy uwzględni się fazę nowego cyklu gospodarczego.
Przez chwilę warto zatrzymać się nad raportami z USA. Na rynku i wśród ekonomistów nie brakuje sporów o przyczyny i trwałość inflacji. Jedni chcą widzieć we wzrostach cen zapchanie się łańcuchów dostaw w kontekście szybkiej ścieżki wzrostu gospodarczego, a inni nieco bardzie trwały trend, który zadomowi się na dłużej i wymusi na bankach centralnych przesunięcie akcentów w polityce monetarnej. W dyskusji brakuje idei, iż sama skala zaskoczeń ze strony publikacji makro może wskazywać, iż narzędzia pomiarowe, a zwłaszcza modele prognostyczne, nie działają dość dobrze w kontekście wydarzeń, które na przestrzeni ostatnich miesięcy miały miejsce w globalnej gospodarce. Dwa radykalnie mocniejsze raporty nie czynią jeszcze trendu, ale warto mieć na uwadze powyższe założenie, gdy zechce się wyciągać wnioski na perspektywę dłuższą niż czas do kolejnych odczytów tych samych raportów i ich korekt.
Z punku widzenia strategii i obecności na rynkach zagranicznych zeszłotygodniowe, a nawet kilkutygodniowej wahnięcie zakończone wejściem do gry kapitałów kupujących na przecenach wpisuje się nasze założenie, iż średniookresowe perspektywy gospodarcze sprzyjają kontynuacji hossy. W praktyce warto oczekiwać większej zmienności, która w krótkiej perspektywie może owocować ruchami cen składającymi się w trendy boczne. W ramach potencjalnego i oczekiwanego dryfu spadki warto traktować jako korekcyjne cofnięcia i okazje do zakupów pod wyższe poziomy cenowe w perspektywie kolejnych kwartałów. Inaczej mówiąc scenariuszem bazowym pozostaje kontynuacji hossy, co równa się brakowi przymusi pogoni za wzrostami i przywilejowi szukania akcji rzuconych na rynek przez bardziej zaniepokojonych szumem w ramach głównego trendu wzrostowego.
Adam Stańczak