Martin Roman, który kierował energetycznym koncernem CEZ?przez ostatnie 6,5 roku, odszedł wczoraj ze stanowiska i został przewodniczącym rady nadzorczej. Nowym szefem CEZ mianowano dotychczasowego wiceprezesa grupy Daniela Benesa. Kulisy nieoczekiwanej zmiany nie są do końca jasne.
Nie wiadomo, czy Roman sam złożył urząd, czy został z niego odwołany. Sam zainteresowany twierdzi, że już kilka miesięcy temu powiedział premierowi Petrowi Necasowi (czeski rząd ma około 70 proc. akcji CEZ), że chciałby zrezygnować z funkcji prezesa. Miał wtedy otrzymać propozycję przejścia do rady nadzorczej i przyjął ją. Jednak najbliższe otoczenie premiera Czech jest całą sytuacją zaskoczone. – Nic o tym nie wiem i mocno w to wątpię – mówił jeszcze w środę dziennikowi „Mlada fronta Dnes" doradca premiera Jirzi Sezemsky. Planów zmian we władzach CEZ nie znał również zwykle bardzo dobrze poinformowany wiceminister przemysłu Tomas Huner. – Nikt nam o tym nie mówił. Będziemy żądali wyjaśnień – oburzał się też wczoraj Radek John, szef koalicyjnej partii Veci Verejne.
W tej sytuacji Olga Kyrylenko, analityczka z KBC Securities, w porannym komentarzu uznała odejście Romana ze stanowiska za negatywną informację. Podkreśliła, że szef grupy był powszechnie ceniony przez inwestorów, a jego realizowana od lat strategia rozwoju okazała się skuteczna. Kyrylenko zauważyła także, że dymisja może wywołać spekulacje o rosnących politycznych wpływach w kierownictwie energetycznego giganta.
Wczoraj przed południem kurs CEZ na giełdzie w Pradze spadał o około 1,2 proc. Akcje zaczęły drożeć dopiero kilka godzin później, gdy spółka poinformowała o wyborze na stanowisko prezesa Daniela Benesa i o tym, że Roman przechodzi do rady nadzorczej.
Pavol Mokoš, makler z biura Patria Direct, wczoraj po południu mówił już, że dokonane zmiany z punktu wiedzenia inwestorów są neutralne. Kurs CEZ na zamknięciu sesji w Pradze spadł tylko o 0,2 proc., do 765,6 korony (136,7 zł). W Warszawie spadek był głębszy – 2,76 proc., do 134 zł.