Rząd przekonuje, że alternatywą jest upadłość tego węglowego giganta i to zaledwie w ciągu jednego miesiąca. Mimo to górnicy nie zgadzają się na zamykanie kopalń i protestują już nie tylko pod ziemią, ale wychodzą na ulice – blokują drogi i tory kolejowe. Dwie osoby podjęły głodówkę.
W poniedziałek pożar na Śląsku próbowała ugasić premier Ewa Kopacz.
– Problem w tym, że rząd nie ma już żadnego pola manewru. Likwidacja kopalń to konieczność, a negocjacje mogą dotyczyć jedynie wysokości odpraw dla zwalnianych górników – przekonuje Paweł Smoleń, prezydent organizacji Euracoal.
Rządowy plan zakłada nie tylko likwidację kopalń, ale również zmiany w organizacji pracy i wynagrodzeniach górników. Program przewiduje wprowadzenie sześciodniowego tygodnia pracy w kopalniach, przy zachowaniu pięciodniowego tygodnia pracy górników, oraz ujednolicenie płac – zamiast ponad 20 bonusów, mają się one składać tylko z części stałej i motywacyjnej.
Tu jednak poważną barierą są przepisy prawa. Wciąż obowiązuje przecież rozporządzenie Rady Ministrów – Karta górnika z 1981 r., które przyznaje pracownikom kopalń prawo do wolnych sobót, jak i wiele przywilejów w zakresie wynagrodzeń. W praktyce przywileje te zostały wchłonięte do zakładowych układów zbiorowych pracy. A do ich zmiany wymagana jest zgoda związków zawodowych.