Exodus spółek z GPW trwa w najlepsze. Tylko od początku tego roku wycofano z głównego rynku już 15 firm, a wezwania na akcje kolejnych kilku właśnie trwają. Dla porównania: debiutów było tylko pięć, i to w dodatku małych (łączna wartość ofert wyniosła 280 mln zł, w tym nowe emisje były warte zaledwie 93 mln zł).
Od początku 2016 r. z GPW zniknęły 54 firmy, z czego zdecydowana większość w wyniku wezwania, zaś kilkanaście zostało wycofanych przez GPW lub KNF (część z nich upadła). Mimo że akcje w długim terminie zwykle dają zarobić, to spośród analizowanej przez nas grupy wycofanych firm tylko 17 przyniosło dodatnie stopy zwrotu (uwzględniliśmy wypłacone dywidendy oraz scalenia albo podziały akcji). Pięć spółek jest na niewielkim minusie, kolejnych kilka przyniosło kilkudziesięcioprocentową stratę. Jednak najbardziej dołujący jest fakt, że aż 13 emitentów przyniosło stratę bliską 100 proc. Oznacza to, że gdyby akcjonariusz trzymał ich walory od pierwszej oferty publicznej, straciłby niemalże cały kapitał. Wśród tych firm są CashFlow, Westa, Topmedical (d. PTI), B.A.C.D. (d. Idea TFI), Mewa, EFH, E-Kancelaria, Alterco, Kerdos, Fota, Hawe, Alma i B3System. Większość z nich upadła lub wyrzucono je z giełdy.
Są też pozytywne przykłady. Najlepiej wypadł Synthos, który w czasie 14-letniej obecności na GPW dał zarobić łącznie z dywidendami blisko 1100 proc., czyli zdecydowanie pobił rynek. Sporo dały zarobić Paged (400 proc.), WDX (365 proc.), Integer (204 proc.), Uniwheels i Robyg (po 140 proc.).
Debiutanci to problem GPW nie tylko pod względem ich niewielkiej liczby, ale też ich notowań. Spośród 67 firm, które od 2015 r. zadebiutowały na głównym rynku, na plusie jest zaledwie 25 (średni zysk jest wysoki dzięki producentom gier i niektórym firmom biotechnologicznym i wynosi 88 proc.). Pozostałe 42 przyniosły straty - średnio 44 proc., ale aż w 15 przypadkach jest ona wyższa niż 60 proc., co jest fatalnym wynikiem, wziąwszy pod uwagę niezbyt długi okres inwestycji.