Alfred Adamiec, 4 Max: Optymizm na rynku jest zbyt duży

Żyjemy w otoczeniu, w którym pojedyncze informacje czy też wypowiedzi mogą skończyć krótkoterminową hossę, szczególnie, że sytuacja fundamentalna też jest daleka od ideału – mówi Alfred Adamiec, główny ekonomista grupy 4 Max.

Publikacja: 21.02.2023 20:00

Gościem Przemysława Tychmanowicza w Parkiet TV był Alfred Adamiec, główny ekonomista grupy 4 Max.

Gościem Przemysława Tychmanowicza w Parkiet TV był Alfred Adamiec, główny ekonomista grupy 4 Max.

Kiedy rozmawialiśmy w ubiegłym roku, mówił pan, że czeka na paniczną wyprzedaż na rynku. Ostatecznie do niej nie doszło. A może wciąż ona jest przed nami?

Faktycznie, nie widziałem tej paniki na naszym rynku, ale spodziewam się, że wciąż jest ona przed nami. W pewnym momencie wskaźniki analizy technicznej wskazywały na mocne wyprzedanie rynku i była dyskusja, czy będzie jeszcze gorzej, czy nadchodzi czas odbicia. Zakładałem wtedy, że czeka nas dalsze schodzenie na niższe poziomy – i jednak się tutaj pomyliłem. Rynek skupił się na poziomie stóp procentowych i stał się wrażliwy na sygnały płynące ze strony banków centralnych. Uważam jednak, że problemem długoterminowym nie jest inflacja i stopy procentowe, ale przede wszystkim jest to wyczerpywanie zasobów, które zapewniały boom gospodarczy. Z tego bierze się moje pesymistyczne podejście zakładające, że większą wyprzedaż i panikę, która by ją kończyła, też mamy przed sobą. To jednak pewnie bardziej kwestia nie miesięcy czy też kwartałów, lecz lat.

W tym krótszym terminie rynki żyją jednak działaniami banków centralnych. Te nadal uderzają w jastrzębie tony, natomiast inwestorzy zdają się widzieć coś innego. Ten rozdźwięk nie jest niebezpieczny?

Optymizm na rynku jest zbyt duży, można nawet mówić o euforii. Wynika to z wielu czynników, nawet psychologiczno-socjologicznych. Nie doświadczyliśmy wielkiej bessy. Kiedy mówię wielkiej, mam na myśli zakres spadków i jednocześnie okres ich trwania. Mieliśmy tąpnięcie covidowe, ale tak naprawdę trwało ono bardzo krótko. Prawdziwej bessy nie było od kilkunastu lat. Wielu analityków i zarządzających nie ma doświadczeń w tym zakresie. Patrząc natomiast szeroko na gospodarkę, to jednak jeszcze raz wrócę do wyczerpywania zapasów wzrostu. Dotyczy to nie tylko rynku giełdowego. Proces przeceny aktywów będzie dostosowywał się do możliwości nabywczych, a te przecież spadają ze względu na inflację. Istotne będzie też bardzo duże zróżnicowanie majątkowe na świecie.

Wspomniał pan, że w tym przypadku będzie to jednak długoterminowy proces. Czy to trochę nie przypomina ciągłego wieszczenia krachu, który pewnie kiedyś i tak nadejdzie? Czy nie lepiej skupić się na tym, co jest tu i teraz, aby ten pociąg rynkowy nam nie odjechał?

Dominuje takie podejście. Bardzo wielu ekspertów wyspecjalizowało się też w kupowaniu i mają duży problem ze sprzedawaniem aktywów. Moim zdaniem to, co obserwowaliśmy w ubiegłym roku na rynku obligacji, to tak naprawdę przedsmak tego, co może się dziać na rynku akcji. Kiedy mówimy natomiast o rynku obligacji, to uważam, że przed nami wielka hossa, szczególnie w obszarze papierów skarbowych. Ze względu na dominujący udział w obrotach wielkich instytucji finansowych, które z racji wielkości swoich portfeli i obrotów rynkowych nie są w stanie szybko przemodelować swoich inwestycji, może dojść na rynku akcji do bardzo gwałtownych przecen, po których nie będzie możliwości dźwignięcia się w tempie, jak chociażby po wybuchu pandemii. Tutaj ręka państwa nie zadziała. Efekty jej działań mamy widoczne zresztą obecnie w postaci inflacji. Jestem więc raczej sceptyczny. Każda krótkoterminowa hossa może zostać zduszona jedną wypowiedzią lub ruchem ze strony banków centralnych albo jakimiś złymi informacjami z zakresu polityki. Jesteśmy więc narażeni na informacje, które szybko mogą zakończyć krótkoterminową hossę. Przy długoterminowej hossie, kiedy są fundamentalne podstawy do zwyżek, pojedyncze informacje nie są w stanie takiego ruchu zatrzymać, co najwyżej mogą go skorygować. Tutaj jednak tych zdrowych fundamentów nie widać. Wszystko opiera się na nadziejach, że spadająca inflacja pozwoli na obniżki stóp procentowych, a to pobudzi gospodarkę. Dzisiaj bronimy się tak naprawdę przed wpadnięciem w głęboką recesję, ale przed nami sporo problemów.

To skoro mowa o fundamentach... ostatnie dane makroekonomiczne z Polski rozczarowują. Jest to powód do niepokoju?

Zdecydowanie tak. Paradoksalnie ograniczenie wzrostu konsumpcji jest pozytywnym sygnałem, bo będzie hamowało inflację. Bardzo natomiast martwi mnie to, że inwestycje trwają w zawieszeniu, a obawiam się, że w tym roku będzie jeszcze gorzej, szczególnie w kontekście tego, że nie trafiają do nas pieniądze z KPO. To powoduje, że inwestycje są na bardzo niskim poziomie, a to one mogłyby nas ochronić przed bardzo dużym spowolnieniem gospodarczym. Problemy bowiem są też w eksporcie. Widać również, jaka jest struktura handlu zagranicznego. Przez wiele kwartałów mieliśmy nadwyżkę handlową, ale teraz pojawia się deficyt. Przed głęboką recesją mogą nas ochronić poważne procesy inwestycyjne. Trzeba do tego też zachęcać przedsiębiorców, bo i inwestycji publicznych też jest stosunkowo mało.

Rok wyborczy raczej nie sprzyja inwestycjom.

Zgadza się. Niestety, patrzy się na krótkoterminową perspektywę, a to utrudnia podtrzymanie zdrowej struktury gospodarki.

Finanse
PZU wypłaci akcjonariuszom sutą dywidendę. Kurs w górę
Finanse
Unia rynków może przynieść więcej zagrożeń niż szans dla Polski
Finanse
Rezerwy NBP bronią złotego przed utratą wartości
Finanse
Na GlobalConnect wciąż hula wiatr. GPW głowi się nad tym rynkiem
Finanse
Szkolna Internetowa Gra Giełdowa rozstrzygnięta. Kto wygrał?
Finanse
Polski rynek staje się coraz bardziej tradingowy niż inwestycyjny