Można to sobie uświadomić, czytając wstęp do książki E. Richarda Browna „Medycyna Rockefellera". Cytuje on prezydenta USA Jimmy'ego Cartera (rządzącego w latach 1977–1981), mówiącego, że zwykły Amerykanin pracuje przez jeden miesiąc w roku na składki zdrowotne. I co z tego ma? „Lekarzy pierwszego kontaktu (...) jest jak na lekarstwo. Lekarze i szpitale znajdują się w »lepszych« dzielnicach miast, podczas gdy prowincja oraz mniej ekskluzywne części miasta są niemal pozbawione placówek opieki medycznej. (...) Zarówno klasa średnia, jak i warstwy ubogich mają jednak wspólne doświadczenie – jest to oczekiwanie na wizytę u lekarza w długich kolejkach" – pisze Brown. Taką diagnozę stanu służby zdrowia kreślił w latach 70. i niewiele od tego czasu się zmieniło – pomimo wtłoczenia w system bilionów dolarów. Mimo ogromnych nakładów na służbę zdrowia i postępu medycznego, społeczeństwa Zachodu jakoś nie stają się też zdrowsze. Czyżby przyczyna tego stanu rzeczy leżała w fundamentach systemu? Brown stara się więc w swojej książce dotrzeć do genezy współczesnej medycyny naukowej. Bardzo drobiazgowo skupia się na roli, jaką w jej rozwoju odegrała prywatna filantropia, a szczególnie działania Fundacji Rockefellera. To pastor Frederick T. Gates, główny doradca Johna D. Rockefellera, stworzył system grantów premiujący powstanie nowoczesnej medycyny akademickiej. Zmiany, do których doszło dzięki pieniądzom Fundacji Rockefellera, były fundamentalne. Wykształciły model medycyny opartej na ścisłym przestrzeganiu procedur opracowanych przez autorytety z uniwersytetów. Swoje zrobiły też samorządy lekarskie, skutecznie zamykając drogę do zawodu wielu potencjalnym medykom. Przedtem USA należały do państw, w których odsetek lekarzy w stosunku do całej ludności był bardzo wysoki, a ich usługi stosunkowo tanie. Wraz z likwidacją wielu małych, prywatnych szkół medycznych na rynek pracy trafiało coraz mniej lekarzy. O ile w 1929 r. lekarz w USA zarabiał mniej niż inżynier, o tyle już w końcówce lat 60. płace części medyków stały się podobnie wysokie, jak sędziów Sądu Najwyższego. Obecnie, w dobie pandemii, decyzje lekarzy często wpływają na losy całych gospodarek. Czy jednak staliśmy się dzięki temu zdrowsi? HK