Żadna z polskich stoczni nie zostanie zamknięta, choć ich zdolności produkcyjne zostaną ograniczone - zapowiedział wczoraj minister gospodarki Piotr Woźniak.

Jego słowa są odpowiedzią na stanowisko Komisji Europejskiej, która domaga się zredukowania mocy produkcyjnych polskich stoczni w Gdańsku, Gdyni i Szczecinie o 40 proc. Dlaczego? Chodzi o pomoc państwa, którą zakłady te otrzymały po naszym wejściu do UE. Kwota wsparcia przekroczyła 2 mld zł. Komisja Europejska uznała, że tego typu pomoc narusza zasady konkurencji. I pod groźbą zwrotu przyznanych stoczniom środków zarządała przedstawienia planu ich restrukturyzacji. Jednym z wymagań jest ograniczenie mocy produkcyjnych stoczni.

Jednak zdaniem P. Woźniaka, 40-proc. redukcja mocy oznaczałaby likwidację polskich stoczni. - Problem polega na tym, że mają one być prywatyzowane. To jest decyzja rządowa, jesteśmy w trakcie kwalifikacji inwestorów. A im większa zdolność produkcyjna stoczni, tym większa ich atrakcyjność - stwierdził minister w rozmowie z TVP1. Powiedział także, że obecnie rząd skłania się do koncepcji redukcji mocy produkcyjnych poszczególnych stoczni, proporcjonalnie do przyznanych im wielkości mocy. P. Woźniak podkreślił jednak, że chodzi o lekkie korekty mocy produkcyjnych.

PAP