Faksem z Gdańska
Początek roku upływa pod znakiem wezwań zagranicznych akcjonariuszy na sprzedaż pakietów kontrolnych spółek giełdowych (Polifarb, Morliny, Grajewo, Huta Ferrum). Nie mają z tym kłopotów, bo dotychczasowi udziałowcy niezbyt się targują. Jest to zresztą norma na nowych rynkach kapitałowych świata postkomunistycznego, zasilanych w towar giełdowy w wyniku wielkiej prywatyzacji.Prawa własności wypływają na zewnątrz kraju i nie ma na to siły. Taki jest rezultat nierównowagi kapitałowej, wytworzonej przez 50 lat socjalizmu. Z punktu widzenia kierownictwa polskiej gospodarki, daleko ważniejsze są losy dużych konglomeratów giełdowych, które wyrosły na bazie dawnych monopoli handlu zagranicznego. Warto z uwagą śledzić losy Elektrimu, Impexmetalu i innych holdingów, kontrolujących dzisiaj znaczące części sfery realnej naszej gospodarki. Tu także akcjonariusze przystąpili do ofensywy, niekiedy wymuszonej przez wewnętrzne kłopoty tych firm, rozrastających się błyskawicznie w latach 90. Wypadły z gry nazwiska - Skowroński, Wojtulewicz - zdawało się na trwale zrośnięte z tymi firmami; ludzi, którzy przeobrazili dawne centrale handlowe w zdywersyfikowane grupy kapitałowe.W ten sposób nie spełnił nadziei jeden z poważniejszych kandydatów na rodzime "pulpity sterownicze". Nie tędy droga, jeśli się szuka sposobu na stworzenie polskich grup kapitałowych, które mogą wytrzymać konkurencyjne ciśnienie na przełomie XX i XXI wieku, w epoce szalejącej konsolidacji przemysłu i codziennych fuzji. Kilka lat temu, pisząc o potrzebie zaistnienia polskiej "wagi ciężkiej" - zupełnie nowego typu, innej aniżeli dawne socjalistyczne molochy - wskazywałem trzy najbardziej obiecujące ośrodki potencjalnej konsolidacji gospodarczej. Pierwszy i najważniejszy to właśnie centrale handlu zagranicznego, uczestniczące w prywatyzacji przedsiębiorstw w branżach, które kiedyś obsługiwały handlowo na zasadzie wyłączności. Nadal jest to najbardziej obiecujący zalążek polskich grup kapitałowych, wszakże pod warunkiem inwestowania w konkurencyjne produkty lub usługi i utrzymania kontrolnych pakietów w rękach rodzimych akcjonariuszy. Drugi kandydat to instytucje finansowe, przede wszystkim banki, wchodzące kapitałowo z własnej woli w sferę realną lub popychane w tym kierunku poprzez mechanizm zamiany długów na akcje. Trzecim kandydatem są najbardziej ofensywni prywatni przedsiębiorcy, de facto kontrolujący już dzisiaj rozległe aktywa i uczestniczący śmiało w prywatyzacji majątku państwowego i gminnego. Pozornym kandydatem są holdingi kontrolowane przez Skarb Państwa, nie dość, że ociężałe, często deficytowe, to jeszcze stanowiące łup tej czy innej partii i tym samym narzędzie upolitycznienia gospodarki. W każdym razie rząd nie powinien być obojętny i pasywny w obliczu dziejących się na naszych oczach przekształceń, z których wyłania się stopniowo nowa struktura podmiotowa polskiej gospodarki. Czy mają to być filie międzynarodowych korporacji, czy też znajdzie się miejsce na rodzime grupy, zdolne do ekspansji na rynkach Unii Europejskiej - oto jest pytanie!
JANUSZ LEWANDOWSKI