WIG20 rósł w porywach do 2480 pkt, a mWIG40 wyznaczył w ujęciu intraday nowy szczyt hossy 4997 pkt. Udany start to pokłosie dobrych wieści ekonomicznych. Odczyt PMI dla polskiego przemysłu był we wrześniu wyższy od prognoz, agencja FTSE Russell zakwalifikowała Polskę do grupy 25 najbardziej rozwiniętych rynków świata, a Goldman Sachs podniósł prognozy naszego PKB. Paliwa do zwyżek nie wystarczyło jednak na długo. W drugiej części poniedziałkowej sesji indeksy zaczęły tracić. Wskaźnik WIG20 oddał niemal cały byczy dorobek z pierwszych godzin handlu i spadał w porywach do 2459 pkt. Na wykresie dziennym pojawiła się świeca z małym korpusem i relatywnie długim górnym cieniem. Zgodnie z japońskim podręcznikiem analizy technicznej ma ona negatywną, krótkoterminową wymowę i może być zapowiedzią powrotu do wrześniowego dołka. W jego okolicy znajduje się na szczęście średnia krocząca z 50 sesji, która w ostatnim czasie skutecznie spełnia rolę ruchomego wsparcia.
Znane ze świata piłki nożnej powiedzenie, że niewykorzystane okazje lubią się mścić, sprawdziło się w przypadku mWIG40. Indeks miał w poniedziałek szansę pokonania 5000 pkt, a więc poziomu, powyżej którego nie był od dekady. Niestety, 3 pkt poniżej tego pułapu niedźwiedzie przejęły inicjatywę i indeks wrócił po południu do 4959 pkt. W najbliższych dniach okaże się więc, czy wybicie ze średnioterminowej konsolidacji było fałszywym sygnałem.
Warto dodać, że od wsparcia 15 000 pkt wciąż nie może oddalić się sWIG80. W poniedziałek indeks rósł nawet do 15 187 pkt, ale po południu wrócił 15 060 pkt.
Na szerokim rynku GPW siedem spółek wyznaczyło co najmniej roczne maksimum notowań (m.in. Orbis), a 16 analogiczne minimum (m.in. Work Service). Wartość obrotów jeszcze przed fixingiem sięgnęła 660 mln zł.