– To dla naszego kraju górna granica potencjału, jeśli chodzi o realistyczne szacunki międzynarodowych organizacji. Dolna to 21–22 proc. – mówi osoba zbliżona do ME. Zastrzega, że Polska nie będzie chciała realizować planu maksimum. – Głównym celem jest urynkowienie OZE, a nie bicie rekordów. W 2030 r. zapewne będziemy gdzieś pomiędzy granicznymi wartościami – dodaje. Nie wiadomo, jaki udział zielonej energii widzi resort w 2040 r. Bo właśnie w takiej perspektywie chce przedstawić politykę energetyczną. Dlaczego nie 2050 r., jak wynika ze wskazań Brukseli? – Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie technologie się rozwiną – wyjaśnia nasz rozmówca. Ale prawda leży gdzie indziej. Jak tłumaczy Herbert L. Gabryś z Krajowej Izby Gospodarczej, rząd, przedstawiając politykę do 2050 r., musiałby się przyznać przed górnikami, że energetyka paliw stałych zniknie lub jej rola zostanie znacząco okrojona. – Nie ma dziś determinacji, by otwierać nowe odkrywki węgla brunatnego. Dotyczy to zarówno odleglejszego w czasie Gubina, jak i bliższego Złoczewa (obie planuje PGE – red.) – tłumaczy Gabryś. I sygnalizuje, że w trzech scenariuszach rządu węgla będzie ubywać na rzecz odnawialnych źródeł uzupełnionych atomem.
Zdaniem Joanny Maćkowiak-Pandery, prezes Forum Energii, pokazanie struktury wytwarzania do 2040 r. nie pomoże w negocjacjach unijnych. – Będziemy mieć trudności zarówno w rozmowach z Brukselą, jak i ze zdobyciem przychylności instytucji finansowych, bez których kredytów nie uda się sfinansować inwestycji energetycznych – argumentuje. aWK