Głównym bohaterem rynków kapitałowych był w minionym tygodniu szef Fedu. Jerome Powell okazał się jednak czarnym charakterem. Nie tylko ogłosił podwyżkę stóp o 75 pkt baz., ale zapowiedział, że będzie stopy podnosił dalej i wyżej, kosztem gospodarczego schłodzenia. Cel jest jeden – stłumienie inflacji. Takie stanowisko nie spodobało się Wall Street. W środę S&P 500 spadł o 1,7 proc., w czwartek o 0,8 proc., a przed piątkowym startem notowań kontrakty na ten indeks traciły ponad 1 proc. „Don’t fight the Fed” wybrzmiewa teraz jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Inwestorzy przyzwyczaili się w ostatniej dekadzie, że kiedy na Wall Street dzieje się gorzej, to bank centralny włącza drukarki i hulaj hosso piekła nie ma. Tym razem, przynajmniej na ten moment, wygląda to inaczej.

Sierpniowy zwrot S&P 500 spod średniej z 200 sesji nabiera w obliczu ostatniej słabości jeszcze bardziej złowieszczego charakteru. Wygląda na to, że notowania zmierzają do czerwcowego dołka – 3636 pkt. Patrząc na wykres z szerokiej perspektywy, rysuje nam się spadkowy kanał i jeśli wspomniany dołek pęknie, to kolejnych przystanków należy szukać w strefie wyznaczonej przez ekstrema z 2020 r. Mowa zatem o poziomach 3400–3200 pkt. Brzmi niedźwiedzio, ale warto nadmienić, że Dow Jones spadał w czwartek do 30 000 pkt, co oznacza, że do dołka bessy brakuje mu tylko 1,2 proc.

Podażowej presji nie wytrzymał też DAX. W piątkowe popołudnie wskaźnik frankfurckiej giełdy spadał nawet do 12 181 pkt, a więc znalazł się najniżej od dwóch lat. Silne wsparcie w rejonie 12 500 pkt zdaje się pękać, co może być sygnałem wyprzedzającym, że analogiczne bariery na S&P 500, Nasdaq Composite, a także na WIG również pękną. W naszym otoczeniu wydaje się to o tyle bardziej realne, że nie dość, że dotyka nas jastrzębie stanowisko Fedu, to wciąż mamy tu bojowo nastawionego Władimira Putina. Ogłosił on w minionym tygodniu częściową mobilizację wojsk, co oznacza, że konflikt za naszą wschodnią granicą szybko nie wygaśnie, a surowcowy szantaż będzie wciąż narzędziem geopolitycznej walki. I choć nasze WIG radziły sobie w środku tygodnia relatywnie lepiej od zachodu, to w piątek poszły jego śladem. Szeroki indeks spadał po południu poniżej 48 500 pkt, a WIG20 poniżej 1470 pkt. Wskaźnik średnich spółek pogłębił dołek bessy do 3672 pkt, a sWIG80 dzieliło od tego dokonania niecałe 40 pkt. Kończyliśmy więc tydzień w niedźwiedzich nastrojach i niestety, ale zapowiada nam się jesień spod znaku kontynuacji trendu spadkowego. Niby na rynku jest już tanio, wskaźnikowo i nominalnie, ale ostatnia reakcja Wall Street na decyzję Fedu sugeruje, że wciąż nie wszystko jest w tych cenach zdyskontowane.