Czy ja się cieszę z niezwykle dobrej koniunktury? Po stokroć tak. Nie byłbym jednak sobą, gdybym w czasie, kiedy indeksy giełdowe biją kolejne rekordy, a gospodarka pędzi, nie wspomniał o zgoła czymś innym. O bąblu i igle. A właściwie o dwóch bąblach i igle.
Urocza, a przy tym mądra i przedsiębiorcza kobieta, z którą jadłem niedawno obiad, oznajmiła mimochodem, że zainwestowała w warszawskie kawalerki. Teraz czeka, aż ich cena odpowiednio wzrośnie. Obawia się jednak o los inwestycji, bo kupowała nietanio. I ma tego świadomość. Jak mówi - może to był nawet szczyt. Szczyt szaleństwa na rynku. Wspomniała nawet o bąblu spekulacyjnym. Po co jej ta przygoda z ryzykiem, podszytym strachem? A cóż wadzi skorzystać, choćby i na bąblu? Przecież ona liczy, że zdoła jakoś sprzedać nabytek, nim bąbel zostanie przekłuty. Nie tylko ona.
Od razu przypomniała mi się rozmowa kolegi podczas jego niedawnej wizyty u lekarza. Najpierw, jak dżentelmeni, dyskutowali o pogodzie, nie o pieniądzach. Ale doktor, znając profesję pacjenta, rychło zagaił o sprawy zasadnicze, wymieniając nazwy konkretnych spółek giełdowych. A że kupował akcje drogo, nie wolny jest od lęku. Wie, mimo nikłej znajomości rynku, że wiele spółek jest nad wyraz wysoko wycenianych. Cóż jednak to szkodzi, jeśli tylko cena akcji idzie dalej w górę? Trudno wysiąść z pociągu, kiedy wciąż pędzi w pożądanym przez nas kierunku. I kiedy widać, jak na kolejnych stacjach wsiadają nowi pasażerowie, gotowi czym prędzej zająć nasze miejsca.
To ciekawe, wiemy wszyscy, nawet laicy, że balansujemy na granicy ryzyka, ale - zapewne spętani żądzą zysku - liczymy, że nie spadniemy w przepaść. Nie my. Nie w tym przypadku. Nie tym razem.
Przykłady, które podałem na początku, nie są odosobnione. Stale słyszę o nowych. W tego rodzaju historiach dwie rzeczy uderzają mnie ze szczególną mocą. Pierwsza, że szeroko pojęte inwestycje znów zeszły pod strzechy; zajmują ogół, a w każdym razie - bardzo wiele osób. Nie chodzi nawet o to, że wielu z nas powierza pieniądze funduszom inwestycyjnym czy innym instytucjom zbiorowym, ale że wielu z nas na co dzień tak bardzo żyje tym, co się dzieje na rynku finansowym. Że tego coraz częściej dotyczą wieczorne Polaków rozmowy. I druga rzecz - że wśród inwestujących dominuje nad podziw trzeźwa ocena sytuacji. Coraz więcej osób z niedowierzaniem kręci głową. Świadomość ryzyka jest powszechna - to nowe zjawisko.