Szefowie wielu łączących się firm dmuchają na zimne. Chcą znaleźć się w tej niewielkiej grupie menedżerów, którzy mają za sobą udaną fuzję. Mówi się, że większość połączeń jest nieudana.- Rzeczywiście, część transakcji M&A bywa interpretowanych jako porażki - potwierdza Leszek Filipowicz z BRE Corporate Finance. - Z pewnością są takie sytuacje, gdy doradcy ponoszą część odpowiedzialności za błędne oszacowanie ryzyka i w rezultacie błędne decyzje - uważa. Doradca jest zainteresowany, żeby transakcja doszła do skutku, bo wtedy jego wynagrodzenie jest największe. Nie przeceniałbym jednak tego czynnika. Ci, którzy źle doradzają, ponoszą ogromne ryzyko reputacyjne. Porażka transakcji to także ich porażka, która może mieć bardzo negatywny wpływ na ich przyszłą działalność - mówi Leszek Filipowicz.
Według niego, przyczyny takiego obrotu rzeczy najczęściej wiążą się ze złą strategią M&A, błędami w przygotowaniu i realizacji transakcji bądź na etapie "post merger integration". Rzadziej mamy do czynienia z przypadkami, w których porażkę dobrze zaplanowanej transakcji powodują czynniki zewnętrzne, niezależne od podmiotów uczestniczących w transakcji, np. gwałtowna i nieoczekiwana zmiana otoczenia rynkowego.
Nie powinno chodzić
o budowę imperium
- Zła strategia to np. taka, która skierowana jest przede wszystkim na budowę imperium (powiększanie firmy za wszelką cenę) zamiast na budowę wartości - uważa Leszek Filipowicz. - Czasami taka strategia wynika po prostu z przerostu "ego" głównych decydentów. Do kategorii wyboru złej strategii zaliczyłbym też dokonywanie akwizycji firm z branż, które są zupełnie różne od branży przejmującego - w takiej sytuacji najczęściej trudno zbudować wartość dla akcjonariuszy - dodaje.