Piątkowy poranek członkowie zarządu Polskiej Grupy Energetycznej powitali z ulgą. Na razie żadnych odwołań, a wyglądało na to, że szef PGE Paweł Urbański i wiceprezes Henryk Baranowski pożegnają się ze stanowiskami na życzenie rządu. PiS-owi nie udało się przeforsować swojego kandydata do pełnienia funkcji szefa zarządu PGE-Energia, spółki córki PGE. A to o oddelegowanie Jacka Sochy potoczyła się cała batalia. Za opór szefowie holdingu mieli zapłacić posadami.
Zwołana na polecenie resortu skarbu rada PGE-Energia obradowała długo w nocy z czwartku na piątek. - Pomimo skierowanego do rady pytania o gotowość uczestnictwa w pracach zarządu jako delegowany członek rady nadzorczej żaden z jej członków nie zadeklarował chęci uczestnictwa w zarządzie spółki - wynika z pisma RN PGE-Energia do MSP.
Nikt z zarządu PGE-Energia nie zrezygnował i stanowisko prezesa nie było wolne. A skoro nawet Jacek Socha nie chciał uzupełnić składu zarządu, nikogo nie można było oddelegować. To rodzaj fortelu, ale MSP nie zrealizowało planów.