Toora Poland, producent felg aluminiowych i grzejników, nie od dziś ma poważne kłopoty finansowe. Inwestorzy o nich wiedzą. W piątek jednak akcje firmy potaniały aż o 37,6 proc., do 4,92 zł, czemu towarzyszył gigantyczny wolumen obrotu - 9,7 mln akcji (46,3 proc. kapitału). Pod względem wielkości przeceny spółka była oczywiście liderem piątkowej sesji. Powód? Inwestorzy przestraszyli się, że groźba bankructwa wisząca nad Toorą już od pewnego czasu (niedawno pisaliśmy o ryzyku utraty przez nią płynności finansowej) w związku z fatalnymi wynikami, nabiera realnych kształtów. "Puls Biznesu" poinformował, że firma windykacyjna Pragma Inkaso będzie się domagać upadłości Toory. W piątek Pragma wysłała odpowiednie pismo do sądu w Tarnobrzegu, a z drugiej strony - poinformowała nas o gotowości prowadzenia rozmów z giełdową spółką.
Ucieczka inwestorów trwa
Choć głęboki spadek kursu może robić wrażenie, w przypadku producenta felg nie jest niczym nowym. Rynek bardzo nerwowo reagował w przeszłości również na komunikaty o obniżeniu prognoz (spadek tegorocznych przychodów o 32 proc., do 293 mln zł) oraz o rekordowo wysokiej stracie w II kwartale tego roku (40 mln zł). Spowodowały ją m.in. wydatki na uruchomienie nowych linii produkcyjnych oraz koszty przetworzenia wadliwych felg.
Ostatnie tygodnie były zresztą całkowicie nieudane dla firmy kontrolowanej przez włoskich biznesmenów. Utrata czołowego klienta, jakim był Opel, powoduje, że moce produkcyjne spółki nie są obecnie w pełni wykorzystywane. W efekcie (jak informowaliśmy) firma może mieć problemy ze spłatą zaciągniętych wcześniej kredytów. Na koniec I półrocza tego roku zobowiązania Toory przekroczyły 400 mln zł. Spółka zapowiedziała już, że ten rok zakończy stratą.
Nie było rozmów,