Od początku 2021 r. na rynku głównym GPW zadebiutowało 15 spółek. Shoper czy Pepco dały zarobić, ale ostatnie debiuty, m.in. PolTregu, Big Cheese Studio czy Grupy Pracuj, wypadły kiepsko. Spadkową passę przerwał wprawdzie STS, ale wzrost nie był duży.
Głosy z funduszy
Eksperci radzą, żeby z ostatnich debiutów nie wyciągać zbyt pochodnych wniosków.
– Ostatnie spadkowe debiuty nie świadczą o słabości całego rynku IPO. Jeśli spółka jest ciekawa i atrakcyjnie wyceniona, to zawsze znajdą się chętni na jej akcje – uważa Mateusz Krupa, analityk, który od stycznia przejmie zarządzanie funduszami akcyjnymi w Noble Funds TFI. Dodaje, że na to, czy IPO jest udane, czy nie, należy patrzeć nie tylko w kontekście pierwszego dnia notowań. Często trudno jest określić, jaki tak naprawdę był popyt w IPO, bo np. część inwestorów już od razu składa większe zapisy, przewidując redukcję.
– Jeśli chodzi o przyczyny słabszego zachowania się notowań na pierwszej sesji to trzeba też wspomnieć o dużej zmienności, z jaką obecnie mamy do czynienia ogólnie na rynkach. Przekłada się ona na nerwowość inwestorów – mówi Krupa. Dodaje, że ważne jest również czy podczas IPO spółka emituje nowe akcje, czy nie ma podwyższenia kapitału. W tym drugim przypadku rynek dostaje sygnał, że firma nie potrzebuje środków na rozwój, a IPO wynika z faktu, że dotychczasowi właściciele chcą jedynie sprzedać swoje udziały.
Z kolei Adam Łukojć, zarządzający TFI Allianz Polska zwraca uwagę, że przeprowadzane ostatnio IPO są generalnie duże. A ciężko jest w pierwszej ofercie publicznej znaleźć inwestorów długoterminowych na np. 30 proc. akcji niesprawdzonej spółki. Zwłaszcza gdy jej akcje są sprzedawane drogo. Są więc kupowane głównie przez inwestorów krótkoterminowych, liczących na szybki zysk, mających kapitał, ale pozbawionych cierpliwości i przyzwyczajonych do zarabiania na debiutach i sprzedawania akcji na pierwszych sesjach.