35 lat to na rynkach finansowych dłużej niż epoka. 35 lat temu nie było jeszcze giełdy warszawskiej, ale za to istniały ZSRR, NRD i Jugosławia. Dow Jones Industrial przekraczał 2,5 tys. pkt, prezydentem USA był George W. Bush, a telefony komórkowe były wielkości współczesnych routerów wi-fi. Na giełdzie w Tokio i na japońskim rynku nieruchomości narastały natomiast bańki, których pęknięcie wpędziło Kraj Kwitnącej Wiśni w stracone dekady. Zanim jednak bańki pękły, tokijski indeks giełdowy Nikkei 225 ustanowił rekord na poziomie ponad 38,9 tys. pkt. Później był on w długoletnim trendzie spadkowym. W dołku z marca 2009 r. był ledwie nieco powyżej 7000 pkt. Odbicie w górę zaczęło się na dobre dopiero w 2012 r., wraz z abenomiką, czyli mającą na celu stymulowanie gospodarki polityką rządu Shinzo Abe, której towarzyszyła ultraluźna (nawet jak na pokryzysowe standardy państw rozwiniętych) polityka pieniężna Banku Japonii. Od końca 2011 r. Nikkei 225 zyskał około 350 proc. W tzw. międzyczasie zmieniały się w Japonii rządy (a były premier Abe zginął w zamachu) i prezes banku centralnego, ale hossa była kontynuowana. W końcu w czwartek Nikkei 225 ustanowił nowy rekord. Straty poniesione przez niego przez ostatnich 35 lat zostały wreszcie odrobione.
Nowe szczyty
Japońskie akcje w ostatnich miesiącach dawały solidnie zarobić inwestorom. Nikkei 225 w ciągu 12 miesięcy zyskał ponad 40 proc., co plasuje go na dziewiątym miejscu w zestawieniu najmocniej rosnących w tym okresie głównych indeksów giełdowych świata. Od początku 2024 r. wzrósł o 17,5 proc. i jest na piątym miejscu wśród najlepszych indeksów giełdowych świata. Zdołał wyprzedzić choćby argentyński indeks Merval i zostawił w tyle amerykański Nasdaq Composite. Czym spowodowana została ta fala optymizmu na giełdzie tokijskiej?
Zwykle na korzyść japońskiego rynku akcji działa słaby jen. Dominują tam spółki będące eksporterami, więc osłabienie narodowej waluty zazwyczaj oznacza, że będą one wypracowywały lepsze marże. Notowania japońskiej waluty przekroczyły w tym miesiącu poziom 150 jenów za 1 dolara. Jen stał się więc najsłabszy od listopada. Jest też w dłuższym trendzie spadkowym. Rok temu za dolara płacono około 135 jenów, a dwa lata temu blisko 115 jenów. Ta deprecjacja to w dużym stopniu skutek tego, że Bank Japonii utrzymuje główną stopę procentową na poziomie minus 0,1 proc. W końcówce roku inwestorzy spodziewali się, że może on podnieść stopy już w grudniu lub styczniu, ale normalizacja polityki pieniężnej się opóźnia. Jeśli do niej już dojdzie, to będzie ona stopniowa, a stopy procentowe w Japonii nadal będą bardzo niskie na tle innych rynków rozwiniętych.
Niektórzy analitycy twierdzą, że japoński rynek akcji może mocno skorzystać na spodziewanych podwyżkach stóp procentowych. Będą one bowiem sygnałem dla inwestorów, że Japonia wychodzi z wieloletniej deflacji.