A jednak złoto ma problem, by spieniężyć swój status „bezpiecznej przystani". Od połowy czerwca, czyli od momentu, kiedy ożywiły się obawy wokół wojen handlowych, straciło 5 proc. I działo się to w tandemie ze spadkami indeksów giełdowych i obniżeniem rentowności bezpiecznych obligacji USA i Niemiec. Coś tutaj nie gra, gdyż dostaliśmy wszystkie argumenty za tym, aby złoto pięło się wyżej. W tym miejscu zwykło się szukać mechanizmów zakłócających. Zwyczajowym podejrzanym jest polityka monetarna, a głównie Fed, który spieszy się z podwyżkami stóp, przez co napiera na wzrost stóp rynkowych i czyni inwestycje w złoto mniej atrakcyjne. Tyle że tym razem 1) Fed nie zmienił diametralnie nastawienia (czwarta podwyżka dodana w tym roku jest „zabrana" z prognozy na 2020 r., więc długoterminowe perspektywy pozostały bez zmian), 2) banki centralne reszty świata pozostają w neutralnym nastawieniu albo zaskakują gołębiością (EBC), 3) rynkowe oczekiwania inflacyjne od pół roku są stabilne – nie sugerują potrzeby bardziej agresywnego zacieśniania monetarnego.

Najprostszym wytłumaczeniem spadku ceny jest przewaga sprzedających nad kupującymi. Od technicznej strony rynku tak jest w istocie. Fundusze ETF odzwierciedlające zmiany cen złota po tym, gdy zgromadziły największe od pięciu lat rezerwy, od połowy maja pozbyły się przeszło 67 ton. Optymizm do perspektyw złota wśród spekulantów zaczął wyparowywać jeszcze wcześniej, bo od kwietnia – nadwyżka długich pozycji w kontraktach na kruszec skurczyła się o 63 proc. Dwie główne grupy inwestorów przestały kochać złoto, choć jeszcze w pierwszej części roku jedni i drudzy byli mocno zaangażowani w obstawianie wzrostu cen, niejako własnoręcznie podsycając zwyżki.

Co się zatem zmieniło? Jeśli spojrzeć na wykres złota, rzuca się w oczy, że w ostatnich tygodniach oddało to, co zyskało od grudnia 2017 r. do stycznia 2018 r. Motywem przewodnim handlu była wtedy wyprzedaż USD do wszystkiego (nie wyolbrzymiam). Na tej fali zyskiwało także złoto, pomimo rajdu rynku akcji i silnego wzrostu rentowności obligacji USA. Już wówczas klasyczne korelacje rynkowe uległy złamaniu i teraz wychodzi na to, że wraz z odbiciem dolara także i rynek złota zaczyna wracać do równowagi. Na początku drugiego półrocza jest w punkcie wyjścia, co oznacza, że w końcu może instynktownie reagować na wahania rynkowego sentymentu. Okres bezwarunkowej wolności się skończył. ¶