Pyrrusowe zwycięstwo prezydenta Trumpa

Ceny ropy naftowej spadły do najniższych poziomów od trzech miesięcy.

Publikacja: 21.07.2018 06:15

Marcin Lipka główny analityk, Cinkciarz.pl

Marcin Lipka główny analityk, Cinkciarz.pl

Foto: materiały prasowe

Może się wydawać, że to efekt działań amerykańskiej administracji, która naciska na sojusznicze kraje OPEC, by zwiększyły wydobycie surowca. Faktycznie jednak sytuacja na rynku ropy jest mniej stabilna, niż mogłoby się wydawać, a działanie USA to gaszenie pożaru, który samemu się wywołało.

Ropa naftowa tanieje od dobrych kilku dni. Odmiana Brent jest coraz bliżej granicy 70 dolarów za baryłkę i osiąga trzymiesięczne minima. Bardzo podobnie wygląda sytuacja na rynku paliw. Diesel oraz benzyna bezołowiowa są najtańsze od trzech miesięcy i kosztują po około 2 zł za litr na rynku ARA (Amsterdam–Rotterdam–Antwerpia). Czy to oznacza, że wreszcie pożegnamy wysokie ceny przy dystrybutorach?

Napięcia do granic możliwości

Cena ropy naftowej czy paliw, podobnie zresztą jak innych surowców, to funkcja popytu, podaży, zapasów i wolnych możliwości produkcyjnych poszczególnych krajów naftowych. Istotną rolę odgrywają nie tylko bieżące wartości tych składowych, lecz także oczekiwane poziomy.

Według lipcowego raportu Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA) rynek ropy „jest napięty do granic możliwości". Z czego to wynika? Przede wszystkim chodzi o efekt ograniczeń wydobycia z 2016 r., gdy nie tylko OPEC, ale również inne kraje (łącznie z Rosją) zdecydowały się zmniejszyć produkcję.

Drugim elementem wpływającym na cenę jest popyt. Obecnie jednak globalny wzrost popytu praktycznie w całości zaspokaja wyższa produkcja ropy naftowej głównie z USA. Wyjątkowo więc możemy pominąć kwestię wzrostu popytu w dalszych rozważaniach.

Zyski i geopolityka

Skoro nie ma wystarczającej podaży, a zapasy zmniejszają się w konsekwencji cięcia produkcji wśród głównych krajów naftowych, to wystarczy produkcję zwiększyć i problem się sam rozwiązuje.

Niestety, kraje OPEC czy Rosja wcale nie chcą zalać rynku ropą, pamiętając, że analogiczne działania w latach 2014–2016 doprowadziły do spadku cen tego surowca nawet o 70 proc. Wiodące państwa naftowe chcą więc tak zarządzać podażą, by panowała na nim wysoka niepewność co do możliwości zaspokojenia popytu. Oczywiście ten strach i presja na wzrost cen nie mogą być też przesadnie duże, aby nie wywołać spadku popytu czy spowolnienia gospodarczego.

Poza celami gospodarczymi w Zatoce Perskiej dochodzi także do walki o regionalne wpływy. W tym momencie dochodzimy do działań Trumpa, którego administracja nałożyła sankcje na Iran w porozumieniu z Arabią Saudyjską. Poza silnym negatywnym wpływem tego ruchu na irańską gospodarkę (załamanie kursu waluty, protesty, problemy z importem i funkcjonowaniem systemu bankowego) można oczekiwać, że podaż ropy z Iranu ulegnie znacznemu ograniczeniu – nawet o ponad 1,2 milion baryłek dziennie w 2019 r.

Niebagatelnym problemem jest również sytuacja Wenezueli, gdzie ze względu na zapaść gospodarczą wydobycie uległo załamaniu (od września ub.r. o 600 tys. baryłek dziennie) i może obniżyć się o kolejne 500 tys. w 2019 r. W rezultacie wyłączenia produkcji związane z sankcjami na Iran oraz spadkiem produkcji z Wenezueli mogą dochodzić do 1,7–2 mln baryłek dziennie w 2019 r. Czy pozostałe kraje kartelu są w stanie nadrobić te zaległości?

Wolne moce produkcyjne

Tak się składa, że 2 mln baryłek to akurat wolne moce produkcyjne OPEC (wyłączając Iran). Dwie trzecie z tego przypada na Arabię Saudyjską, a reszta na Zjednoczone Emiraty Arabskie, Irak, Kuwejt oraz innych mniejszych producentów.

Wykorzystanie całości mocy produkcyjnych OPEC jest jednak obarczone wysokim ryzykiem. Przede wszystkim dlatego, że niektóre kraje eksportujące ropę są niestabilne polityczne. Ze względu na działanie rebeliantów np. w Libii produkcja w czerwcu nagle spadła o 300 tys. bd.

Podaż ropy bywa także zaburzona przez katastrofy naturalne (np. pożary, jak te w Kanadzie, czy huragany w bogatej w ropę Zatoce Meksykańskiej oraz strajki, np. w Kuwejcie). Takie wydarzenia, jeżeli dostępne są wolne moce produkcyjne czy wysokie zapasy, wywołują niewielkie wahania cen ropy. Natomiast gdy nie ma możliwości zwiększenia produkcji, każdy spadek podaży może generować silne wzrosty cen.

Użycie strategicznych rezerw to porażka?

Poza komercyjnymi zapasami ropy poszczególne kraje mają możliwość użycia państwowych zapasów. To sugestia takich działań amerykańskiej administracji przyczyniła się do spadków cen ropy w minionych dniach. Zasoby rządowe są w granicach 650 mln baryłek, a według doniesień medialnych planuje się użycie mniej więcej 5 proc.

Wykorzystanie rezerw i zmuszenie OPEC do użycia znacznej części wolnych mocy produkcyjnych to przede wszystkim radzenie sobie z pożarem, który samemu się wywołało. Obnaża to także słabość działań bieżącej administracji Białego Domu, która mogła nie przewidzieć wszystkich skutków sankcji na Iran i teraz posiłkuje się nadzwyczajnymi działaniami.

Rozpad OPEC najlepszy dla konsumentów

Prawdziwym zwycięstwem Trumpa byłyby dopiero rozpad OPEC i koniec porozumienia na linii kartel–Rosja. Uwolniłoby to rynek ropy, a przy wolnej konkurencji ceny poruszałyby się na znacznie niższym poziomie niż obecnie. Na razie jednak nie widać symptomów, by OPEC pod przewodnictwem Arabii Saudyjskiej miała się zdecydować na samorozwiązanie. To oznacza więc cały czas wysokie ceny paliw przy dystrybutorach, mimo że w najbliższych tygodniach można liczyć na niewielkie obniżki.

Felietony
Ile odliczać?
Felietony
Zbieranie danych do ESRS-ów
Felietony
Nowa epoka w prospektach?
Felietony
Altcoiny – między potencjałem a ryzykiem
Felietony
Dyskretny urok samotności
Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek