Koniec hossy w USA? Jeszcze nie teraz

Po fatalnym 2018 r. na polskim rynku akcji dotychczasowe miesiące br. także nie rozpieszczają krajowych inwestorów. Jednak, aby warszawska giełda doświadczyła w najbliższych miesiącach dynamicznych wzrostów, powinien być spełniony jeden warunek: kontynuacja hossy w USA. Co o tym sądzą zapytani przez nas eksperci?

Publikacja: 05.08.2019 13:00

Wall Street zaimponowała konsekwentnymi zwyżkami indeksów.

Wall Street zaimponowała konsekwentnymi zwyżkami indeksów.

Foto: AFP

– Miniona dekada nie była przesadnie udana dla większości rynków wschodzących. Inwestorzy z zazdrością patrzyli na spektakularne i bardzo konsekwentne zwyżki na Wall Street. Jest to efekt bardzo wielu czynników. Częściowo różnica jest uzasadniona tym, że amerykańskie indeksy zdominowane są dziś przez firmy technologiczne, które bardzo zwiększyły swoje zyski. Na rynkach wschodzących takich firm jest dużo mniej. Ale nie bez znaczenia są też czynniki, które napompowały wyceny na rynkach rozwiniętych, przede wszystkim polityka pieniężna, a w USA także programy skupu akcji przez spółki – charakteryzuje ostatnie lata na rynkach akcji Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB.

Jednak na początku 2019 r. część inwestorów zapewne liczyła, że br. będzie należał w większym stopniu do rynków wschodzących, w tym także solidnie zarobią inwestorzy z GPW. Za takim scenariuszem przemawiały choćby niskie wyceny spółek z krajowego parkietu. Nic takiego niestety nie miało miejsca i kluczowe indeksy z GPW nadal nie obrały zdecydowanego kierunku na północ. Czy niedługo nadejdzie przełom?

Związek między USA i Polską

W lipcu S&P 500 przekroczył granicę 3000 pkt. Rekordowa wartość kluczowego indeksu giełdowego w USA to oczywiście powód do radości dla inwestorów. Jednak w takiej sytuacji czujny inwestor musi zadać sobie pytanie, czy to nie jest szczyt hossy. I być może amerykański rynek akcji czeka głębsza korekta w najbliższym czasie? Ewentualne spadki akcji w USA to nie tylko problem dla inwestujących tam osób, lecz także poważne komplikacje dla inwestorów z innych rynków, w tym także i tych z warszawskiej giełdy.

– Zakładałbym, że trudno byłoby o zwyżki na GPW w sytuacji większej korekty w USA. Ale mogę wyobrazić sobie, że w trakcie takiej ewentualnej korekty nasze indeksy zachowują się relatywnie lepiej, spadając w wolniejszym tempie. Choćby dlatego, że w tym roku niektóre z nich zupełnie nie urosły – ocenia Tomasz Hońdo, starszy analityk Quercus TFI.

Podobnego zdania są też inni eksperci. – Uważam, że WIG też by spadał, gdyby pojawiła się głębsza korekta na S&P 500 – mówi Jakub Menc, zarządzający Skarbiec TFI. I również zaznacza, że spadek polskiego indeksu mógłby być mniejszy z uwagi na kiepską formę, jaką prezentował w ostatnim czasie.

– Inwestorzy muszą liczyć się z tym, że ewentualne głębsze spadki w USA nie ominą innych rynków. Jeśli do nich dojdzie, to najprawdopodobniej w wyniku głębszego spowolnienia gospodarczego, a ono dotyczy głównie handlu i przemysłu, sektorów istotnych dla rynków wschodzących – dodaje do tego Kwiecień.

Jak widzimy, przyszłość giełdowych zysków „Kowalskiego" jest mocno zależna od tego, co się aktualnie dzieje na giełdowych parkietach za oceanem.

Prognozy dla Wall Street

Tak przechodzimy do kluczowych rozważań ekspertów, dotyczących ich prognoz dla amerykańskiego rynku akcji. Jak długo może jeszcze potrwać hossa w USA? – Odpowiedź obarczona jest wysoką niepewnością. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę jedno z najlepszych narzędzi prognozowania recesji, czyli odwrócenie krzywej rentowności obligacji, do którego doszło w ostatnich miesiącach, to i tak nie daje ono precyzyjnej odpowiedzi. Wiadomo jedynie tyle, że bessa raczej powinna nadejść, ale w niektórych przypadkach zdarzało się to praktycznie od razu, a w innych na rynek niedźwiedzia trzeba było czekać ponad 20 miesięcy. Do tej pory zakładałem, że bessa nadejdzie raczej później niż wcześniej, choć eskalacja wojen handlowych jest czynnikiem, który przybliża taki scenariusz – mówi Hońdo.

GG Parkiet

O dokładniejsze prognozy – wykorzystując wspomniane odwrócenie krzywej rentowności – pokusił się za to zarządzający Skarbiec TFI. Uważa on, że hossa na S&P 500 może potrwać – w bazowym scenariuszu – do grudnia 2019 r., a w optymistycznym do września–listopada 2020 r. Skąd te daty? – Historycznie dobrym sygnałem zbliżającego się końca hossy w USA było odwrócenie krzywej rentowności amerykańskich obligacji skarbowych 3-miesięcznych i 10-letnich. W obecnym cyklu pierwszy raz od 11 lat krzywa odwróciła się 22 marca 2019 r. W ośmiu ostatnich przypadkach od 1962 r. średnio mijało dziewięć miesięcy od odwrócenia krzywej do szczytu S&P 500 i indeks rósł jeszcze o 15 proc., stąd grudzień 2019 r. Z kolei w trzech ostatnich przypadkach od odwrócenia krzywej indeks S&P 500 rósł jeszcze średnio 18 miesięcy o 33 proc., stąd wrzesień 2020 r. – mówi Menc.

I dodaje: – Warto zauważyć, że oczekiwana data zakończenia hossy w pozytywnym scenariuszu przypada blisko terminu wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, czyli 3 listopada 2020 r. Trumpowi może zależeć, aby do tego czasu amerykańska giełda rosła, ponieważ często na Twitterze mierzy sukces swojej polityki stopą zwrotu z inwestycji w akcje.

– Moim zdaniem druga połowa tego roku będzie rozstrzygająca. Jeśli sytuacja ekonomiczna się nie poprawi, będzie to znajdować przełożenie na wyniki spółek, a wobec wycen na Wall Street, które w przypadku niektórych miar są w okolicach szczytów bańki dot-com, inwestorzy nie mogliby tego faktu przeoczyć – ocenia z kolei Kwiecień z XTB.

W konsekwencji doszłoby do wyprzedaży akcji. Ale to oczywiście scenariusz negatywny, gdyby faktycznie sytuacja ekonomiczna w USA dalej się pogarszała. Jak widzimy, zapytani o zdanie eksperci przed wydaniem ostatecznej prognozy czekają na kolejne dane makroekonomiczne z USA.

Hossa jest jeszcze... młoda

Trochę inaczej do tematu podszedł za to Tomasz Kania, menedżer ds. portfeli Santander BM. Przestrzega on przed prognozowaniem końca hossy, jedynie z uwagi na fakt, że długo już ona trwa. – Wielu obserwatorów, komentatorów oraz inwestorów od kilku lat spekuluje, że jesteśmy u progu końca hossy w USA, i tuż za rogiem czai się kolejne twarde lądowanie. Większość tego typu opinii bazuje nie na twardych danych makroekonomicznych, ale oparta jest na twierdzeniach, że obecna hossa jest najdłuższą w historii, ponieważ trwa już nieco ponad dekadę – mówi.

I kontynuuje: – Zwróćmy uwagę, że historyczne hossy również charakteryzowały się różną długością. Pewne wątpliwości nasuwają się też, jeśli chodzi o metodologie. Według niektórych teorii powojenny rynek byka trwał od 1946 r. aż do 1968 r., a kolejny zaczął się w 1982 r. i trwał do 2000 r. Mając na uwadze powyższe, obecną hossę można by określić jako stosunkowo młodą.

– W tym kontekście ciekawie wyglądają ostatnie wypowiedzi szefa Fedu Jerome'a Powella, który krótko po podjęciu decyzji o cięciu stóp procentowych wskazywał, że stanowi ona jedynie korektę w środku cyklu. Ponadto wydaje się, że dla inwestorów w USA niewybaczalnym grzechem jest nieposiadanie akcji w czasie, gdy inni je mają. W następstwie czego stan posiadania akcji implikuje uczestnictwo w środowisku inwestorów, co ze społecznego punktu widzenia może mieć istotne znaczenie. Obecnie świetna kondycja amerykańskiej gospodarki powoduje, iż wiele spółek notuje rekordowe wyniki finansowe. Wydaje się, że dopóki będzie istniał potencjał poprawy wyników przez spółki i przy braku negatywnych szoków zewnętrznych, dopóty jest szansa na kontynuowanie trendu – dodaje Kania.

Poradnik dla pesymistów

Zawsze warto mieć jednak plan B, dlatego załóżmy przez chwilę pesymistyczny scenariusz i głębszą korektę amerykańskich akcji. Jak wtedy inwestować?

– Według Bena Grahama, legendarnego mentora Warrena Buffetta, są dwa sposoby radzenia sobie z niepewną przyszłością: metoda timingu i metoda wyceny, z akcentem na tę drugą. Zakładając, że inwestor będzie w stanie dokładnie przewidzieć, kiedy nadejdzie bessa, powinien wówczas wypełnić portfel aktywami defensywnymi, przede wszystkim obligacjami skarbowymi lub nawet krótkimi pozycjami w akcjach – podpowiada Hońdo.

Dodając przy tym: – Oczywiście praktyka pokazuje, że nadejście bessy było już wielokrotnie nietrafnie ogłaszane przez różnych rynkowych „guru". Z kolei z metody wyceny płyną inne konkluzje. Obecnie, według naszych modeli, amerykańskie akcje wyceniane są wysoko, co implikuje niskie długoterminowe stopy zwrotu. Ewentualny krach lub bessa zapewne znacznie uatrakcyjniłyby wyceny i przyszłe projekcje. Moja konkluzja? Warto mieć w portfelu rezerwę w płynnych aktywach w oczekiwaniu na taką okazję.

– Jeżeli inwestor oczekuje dużych spadków S&P 500, to warto „sprzedać na krótko" kontrakty futures na S&P 500 lub kupić złoto – podaje swoją podpowiedź Menc.

– Wbrew powszechnie panującej opinii zdecydowanie większym ryzykiem jest brak akcji w portfelu w czasie, gdy rynek rośnie, niż ich posiadanie w momencie spadków. Myślę, że od pewnego czasu część inwestorów w USA zdecydowanie łaskawszym okiem patrzy na stare dobre spółki wartościowe. Patrząc po poszczególnych spółkach, pewnie wielu inwestorów będzie zaskoczonych, że przykładowo McDonald's czy Procter & Gamble dały zarobić od początku roku więcej niż Alphabet czy Netflix. Hossa to jednak nie jest sztafeta, w której spółki wzrostowe przekazują pałeczkę defensywnym tematom – przedstawia swój punkt widzenia Kania.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty