Jak Zabłocki...

Publikacja: 20.03.2006 07:53

Pewien polski kupiec o nazwisku Zabłocki postanowił zrobić szybki interes na handlu mydłem. Niestety, z mydła pozostały tylko bańki (mydlane), a przedsięwzięcie stało się symbolem biznesowej porażki. Miejmy nadzieję, że końcowy efekt licznych obietnic i działań naszego rządu nie okaże się podobny. Te obawy ekonomistów nie są, niestety, bezpodstawne. Przykład? Pomysł na zahamowanie prywatyzacji, a nawet... renacjonalizację. Wydawało się, że przepaść mamy już za sobą, jednak pomysł skupowania akcji sprywatyzowanych spółek to zdecydowany krok do tyłu...

Zwiększanie udziału państwa w spółkach i obsadzanie swych ludzi na właściwych miejscach to temat, który budzi w pełni zrozumiałe emocje. Nie zdobywa się przecież władzy wyłącznie po to, aby mieć z tego tylko satysfakcję. Posiadanie znacznego udziału w kapitale akcyjnym w tak ciekawych spółkach, jak Orlen czy KGHM, to przede wszystkim ogromna ilość intratnych stanowisk. Czy ma wobec tego znaczenie, że z zarządu spółki zostanie wyrzucony doświadczony menedżer, skoro na jego miejscu będzie odtąd poczciwy i posłuszny, a przede wszystkim "swój" człowiek? Wobec takich zalet inne cechy jego charakteru i kompetencje mają znaczenie drugorzędne.

Chcąc powiększyć udziały w spółkach, Skarb Państwa będzie musiał odkupić akcje po cenach znacznie wyższych niż te, po których niegdyś je sprzedał. Gdzie Pan Minister znajdzie środki na takie transakcje? Należy liczyć się także ze wzrostem kursów w przypadku ogłoszenia wezwania do sprzedaży. Trzeba przyznać, że Skarb Państwa wyszedłby na takich transakcjach, jak przysłowiowy Zabłocki. Jak wynika z ostatnich informacji MF, tegoroczny budżet już zaczyna się rozmydlać. Pozyskanie środków dla ratowania sytuacji poprzez podjęcie decyzji o wypłatach wysokich dywidend, kosztem możliwości rozwoju spółek, jest rozwiązaniem ekonomicznie wysoce niepoprawnym.

Problem naszych władz jest niebagatelny, ponieważ znaczna część akcji polskich spółek należy do inwestorów zagranicznych. Trudno będzie ich wypędzić lub w inny sposób zniechęcić do inwestowania w Polsce, czego przykładem jest awantura o fuzję dwóch dużych banków.

Podłoże sprzeciwu rządu w tej sprawie jest złożone i nie wiadomo, który z przytaczanych powodów jest najważniejszy - czy możliwość powstania największego banku kontrolowanego przez udziałowców zagranicznych, czy groźba redukcji zatrudnienia, czy osłabienie konkurencyjności w sektorze, czy też złamanie umowy prywatyzacyjnej przez Pekao.

Każdy z tych zarzutów wobec fuzji jest częściowo uzasadniony, jednak dominuje ogólne przekonanie o konieczności ochrony naszego narodowego interesu, w rozumieniu tylko jednej opcji politycznej. Próba ingerowania w rozwój wolnego rynku, w tym przypadku z uwagi na ochronę owego "narodowego interesu", jest działaniem ekonomicznie błędnym i niedzisiejszym. Obydwa banki już dziś należą do inwestorów zagranicznych. Na światowym rynku jest coraz mniej narodowych przedsiębiorstw, a te jeszcze istniejące przekształcają się w spółki z udziałem międzynarodowego kapitału. Rodzimy kapitalista będzie tak samo zdecydowanie dbał o swoje interesy i będzie tak samo bezwzględny wobec załogi, jak zagraniczny.

Taki protekcjonizm jest sprzeczny z ideą Unii, która polega na znoszeniu granic i podziałów, prześladujących nasz kontynent od wieków. W obliczu rozlicznych ułatwień w przepływie kapitału, ludzi, towarów, usług i idei, nasz kraj występuje z pomysłem dokładnie przeciwnym. Takie działania narażają nas na utratę wiarygodności, a skutki finansowe tej sytuacji poniosą - jak to zwykle bywa - podatnicy.

Państwowy interwencjonizm niszczy ideę wolnego rynku. Im mniej zbędnej ingerencji państwa w funkcjonowanie gospodarki, tym lepiej dla niej - a w konsekwencji dla społeczeństwa.W całym sporze o fuzję banków oraz pomysłach ograniczających prywatyzację widać znamiona polityki reprezentowanej przez populistyczne partie. Charakteryzuje ją wybitny eurosceptycyzm, niechęć do negocjowania ze strukturami unijnymi, gotowość do natychmiastowej konfrontacji, a na użytek wewnętrzny - demagogiczne hasła o rzekomej ochronie interesów prostego człowieka i "narodowego interesu". W ten prosty sposób żeruje się na strachu prostych ludzi, ich lękach, bezradności wobec "groźnych sił" napierających z zewnątrz.

Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”
Gospodarka
Szef Fitch Ratings: zmiana rządu nie pociągnie w górę ratingu Polski
Gospodarka
Czy i kiedy RPP wróci do obniżek stóp?
Gospodarka
Złe i dobre wieści przed COP 28