Na pewno jednym ze źródeł jest poprawa wskaźników gospodarczych. Tym samym docieramy do trzeciego czynnika, który jest odpowiedzialny za zwyżki na giełdzie, czyli poprawy sytuacji gospodarczej. W ciągu ostatnich miesięcy obserwujemy systematyczne polepszanie się wskaźników wyprzedzających, jednak wciąż trudno mówić o progresji „twardych” danych ekonomicznych. Coraz wyższe nowości notuje wskaźnik PMI dla strefy euro. We wrześniu obecnego roku Purchasing Managers” Indeks odnotował wartość 50,6 pkt, a więc przekroczył graniczną wartość dzielącą rozwój od recesji. Poprawia się również niemiecki IFO. Nieźle wypadł także amerykański ISM, który uplasował się na poziomie 52,9 pkt.
Warto jednak zauważyć, że to wciąż jedynie wskaźniki wyprzedzające. Gorzej wygląda sytuacja z rzeczywistymi danymi gospodarczymi. Produkcja przemysłowa w strefie euro notuje wprawdzie coraz wyższe poziomy, ale jest to pyrrusowe zwycięstwo. Zamiast spadku o przeszło 20 proc. licząc rok do roku mamy obecnie spadek o 15,9 proc. Również w Polsce produkcja wzrosła, ale do -0,2 proc. W euforii wzrostów na giełdach i względnej poprawy wskaźników nie wolno zapominać, że w ujęciu bezwzględnym sytuacja wciąż nie wygląda wesoło.
Kiepska sytuacja gospodarcza znajduje odbicie we wskaźnikach wyceny spółek giełdowych. Przeciętny stosunek ceny do zysku dla krajowych spółek na GPW, który jeszcze niedawno osiągał zatrważające wielu inwestorów wartości z pogranicza 50, obecnie w ogóle nie istnieje. Spółki giełdowe – jako grupa – odnotowały łącznie stratę, więc policzenie wskaźnika stało się niewykonalne.
Z kolei wskaźnik P/BV, czyli stosunek ceny do wartości księgowej, plasuje się obecnie na poziomie 1,5–1,6. Jest to wartość niższa niż średnia z ostatnich 10 lat, która wynosi około 1,7, jednak różnica nie jest już tak imponująca jak w marcu, kiedy wyceny spadły średnio poniżej 100 proc. wartości księgowej. Niskie wyceny to oczywiście rezultat słabej rentowności spółek. Od zwiększenia zyskowności przedsiębiorstw, a więc i od poprawy twardych danych ekonomicznych, zależeć będzie trwałość dalszych wzrostów. W przeciwnym razie może się okazać, że ostatnie zwyżki to jedynie zamki na piasku.
[ramka][b]Koniunkturalne prognozy[/b]
Kontynuacja trendu wzrostowego na GPW będzie zależeć od poprawy kondycji finansowej spółek, a ta z kolei jest pochodną sytuacji gospodarczej kraju. Przewidywania dotyczące polskiego PKB wprawdzie się poprawiają, jednak - niestety - prognozy analityków mają to do siebie, że rzadko kiedy się sprawdzają. Powyższa tabela przedstawia prognozy zmian produktu krajowego brutto w 2009 r. według banku inwestycyjnego JP Morgan. Jak nietrudno zauważyć, nastroje analityków podążają za trendami na giełdzie. W marcu 2008 r., gdy załamanie w światowej gospodarce było jeszcze w początkowej fazie, specjaliści z JP Morgan prognozowali 5,5-procentowy wzrost PKB w naszym kraju. Następnie, w miarę narastania minorowych nastrojów, pogarszały się również przewidywania. Szczyt pesymizmu osiągnięto w marcu bieżącego roku, kiedy analitycy banku inwestycyjnego oczekiwali 1,2-procentowej recesji. Wraz z ożywieniem na rynkach nastąpił powrót optymizmu - obecnie fachowcy z JP spodziewają się 1,2-proc. wzrostu. Jeśliby te prognozy się sprawdziły, obecne zwyżki na GPW należałoby uznać za uzasadnione. Sytuacja odwrotna mogłaby podkopać fundamenty spółek giełdowych.[/ramka]