Duże grupy budowlane mogą poprawiać marże

Gościem Adama Roguskiego był Damian Kaźmierczak, główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.

Publikacja: 31.08.2020 17:12

Duże grupy budowlane mogą poprawiać marże

Foto: parkiet.com

12, 18 i 3 proc. – to wzrost produkcji budowlano-montażowej rok do roku w ostatnich trzech latach. W tym roku, po dobrym I kwartale, kolejne miesiące przynoszą spadki rok do roku. O ile po I półroczu budownictwo notowało jeszcze 2,3-proc. wzrost, o tyle po siedmiu miesiącach notowany jest już 0,4-proc. spadek. Jaki przewiduje pan scenariusz na kolejne miesiące? Czy w skali całego roku czeka nas hamowanie i jak mocne?

Budownictwo cechuje się pewną inercją i z opóźnieniem odczuwa negatywne konsekwencje tego, co dzieje się w gospodarce. W przemyśle mieliśmy drastyczne spadki, a odbicie przybrało kształt litery V. W budownictwie sytuacja wygląda inaczej, były oczekiwania, że gorsze czasy przyjdą w II połowie roku i lipcowy odczyt, spadek o prawie 11 proc., to potwierdza. Cały rok będzie delikatnie słabszy niż w 2019 r., ale na pewno nie dojdzie do katastrofy.

Prawdopodobnie hamowanie będziemy obserwowali także w 2021 r., choć tu prognozy są obarczone dużą dozą niepewności – nie wiemy, jak rozwinie się sytuacja z pandemią.

Rynek infrastruktury, choć akurat w lipcu zanotował słaby wynik, i generalnie inwestycje publiczne realizowane na poziomie centralnym będą motorem budownictwa w kolejnych kwartałach. W normalnych czasach rynek wygląda tak, że 55 proc. to inwestycje prywatne, a 45 proc. publiczne. Wydaje się, że ta proporcja może się odwrócić przynajmniej w II połowie 2020 r.

Jak wyglądają perspektywy dla różnych części rynku budowlanego?

Jeśli chodzi o rynek drogowy, mamy pewien przestój i jest to jeden z powodów, dlaczego budownictwo infrastrukturalne w lipcu zanotowało słabszy wynik. Duża część prac jest na etapie projektowania i dopiero zaczyna wchodzić w fazę realizacji. Gros inwestycji to rządowy program o wartości 160 mld zł, który powinien się zakończyć w 2025 r. W tym, przyszłym i w 2022 r. do rozstrzygnięcia są przetargi o wartości ponad 50 mld zł. W związku z tym możemy się spodziewać kolejnej kumulacji prac i związanych z tym negatywnych konsekwencji, jak wzrost cen materiałów, zwiększona presja płac. Nie powinna to być już jednak tak drastyczna sytuacja jak w latach 2017–2019.

Jeśli chodzi o kolej, perspektywy są bardzo dobre, to rynek relatywnie mniej konkurencyjny. Graczy jest tu mniej, bo to rynek wysoce wyspecjalizowany oraz wymagający wysokich nakładów na utrzymanie potencjału kadrowego i sprzętowego. Dobrze skalkulowane kontrakty przynoszą jednak wyższe marże niż kontrakty drogowe. Jesteśmy w zasadzie na końcu realizacji rządowego programu kolejowego, PKP PLK będą rozstrzygać ostatnie przetargi, co może spowodować zaostrzenie konkurencji. W przyszłym roku na rynek powinny jednak trafić nowe kontrakty współfinansowane w ramach nowej perspektywy unijnej. Wydaje się więc, że uda się uniknąć typowego spadku zamówień na styku unijnych budżetów. Do tego dochodzi budzący kontrowersje temat Centralnego Portu Lotniczego, gdzie na infrastrukturę kolejową przewidziane są bardzo duże nakłady. Jako PZPB obserwujemy bardzo dużą wolę decydentów, by ten projekt był kontynuowany.

Energetyka to trzeci duży obszar, który może pociągnąć spółki budowlane, ale to niełatwy rynek. Relacje z zamawiającymi są trudniejsze niż w przypadku dróg i kolei, umowy są długoterminowe i nie zawierają mechanizmu waloryzacji. Jest wiele do zrobienia.

Bardzo dużo firm wykonawczych ostrzy sobie zęby na zamówienia z rynku energii ze źródeł odnawialnych, szczególnie farm wiatrowych, także na Bałtyku. W tym ostatnim przypadku to ogromne nakłady inwestycyjne, mówi się o 130 mld zł.

Zupełnie inaczej sytuacja wygląda, jeśli chodzi o samorządy, których dochody spadły drastycznie i możliwości inwestycyjne się zmniejszyły.

Dużo było obaw o inwestycje prywatne, tymczasem dane GUS za czerwiec i lipiec mówią o powrocie deweloperów mieszkaniowych do aktywności sprzed pandemii, jeśli chodzi o rozpoczynane budowy czy uzyskiwane pozwolenia na budowę...

Wyniki pozytywnie zaskoczyły, podczas lockdownu powstawały skrajnie pesymistyczne scenariusze dla deweloperów. Spodziewano się dużej korekty cen nieruchomości, do czego nie doszło i prawdopodobnie już nie dojdzie. Wraz ze spadkiem popytu zmniejszyła się podaż, więc rynek się wyrównał. Biorąc pod uwagę niskie stopy i oczekiwania inflacji, spora część gotówki będzie wciąż kierowana na rynek nieruchomości – przynajmniej w dużych aglomeracjach. Przewiduję, że w średnim terminie rynek mieszkaniowy wróci na ścieżkę wzrostu – ale zrównoważonego. Także ceny mogą wrócić na ścieżkę stopniowego wzrostu.

Indeks WIG-budownictwo od marca do końca lipca mocno odbił w górę, ale od sierpnia notowania są w konsolidacji, jak gdyby inwestorzy zastanawiali się, co będzie dalej. Jaki potencjał wzrostu – czy spadku – mają spółki budowlane? Na co inwestorzy powinni najbardziej zwracać uwagę?

Sytuacja na rynku budowlanym nie jest jednorodna, wiele zależy od wielkości spółki, obsługiwanych przez nią części rynku, od struktury portfela zamówień. Każdą spółkę trzeba analizować indywidualnie.

Jestem w stanie sobie wyobrazić, że wiele dużych grup budowlanych może notować lepszą rentowność mimo niższych przychodów niż w ubiegłych latach. W związku z hamowaniem rynku mamy stabilizację cen materiałów, spadek kosztów robocizny i podwykonawstwa. W gorszej sytuacji będą mniejsi wykonawcy. W ubiegłych latach średnie i małe firmy budowlane miały rentowność netto 5–10 proc., a duże grupy 1–2 proc. Wydaje się, że ten przedział może się zawężać.

Parkiet TV
Koniec wzrostów podaży i cen mieszkań, „Kredyt na start” nie zdestabilizuje rynku
Parkiet TV
Czy blask banków na GPW zacznie gasnąć?
Parkiet TV
Czy już czas na głębszą korektę na światowych rynkach?
Parkiet TV
Czy plany skokowego wzrostu sprzedaży mieszkań przez Murapol w 2024 r. są w mocy?
Parkiet TV
Złoto z historycznym rekordem. Pokonało już granicę 2376 dol. za uncję
Parkiet TV
Co Polska zyskała na członkostwie w UE?