Impeachment to nie koniec świata

Odwołanie prezydenta z urzędu nie jest takie proste, jak wydaje się niektórym komentatorom. Czy jeśli jednak dojdzie do takiej próby, to wywoła ona wstrząs na rynkach?

Publikacja: 01.09.2018 18:49

Prezydent Richard Nixon (z lewej) ustąpił ze stanowiska, by bronić sekretów nagrań dokonanych w Biał

Prezydent Richard Nixon (z lewej) ustąpił ze stanowiska, by bronić sekretów nagrań dokonanych w Białym Domu. Bill Clinton wyszedł obronną ręką z wielu skandali i próby impeachmentu. Donald Trump z bycia skandalistą zrobił część swojej politycznej marki.

Foto: shutterstock, bloomberg, afp

 

– Myślę, że jeśli zostanę poddany impeachmentowi, to rynek się załamie. Wszyscy będą dużo biedniejsi – stwierdził amerykański prezydent Donald Trump w niedawnym wywiadzie dla Fox News. Jego słowa zostały uznane przez analityków za co najmniej dużą przesadę, ale wygląda na to, że kwestia impeachmentu (odwołania prezydenta ze stanowiska) będzie coraz częściej analizowana przez inwestorów. Dane dotyczące zakładów zebrane na stronie Predictit.org wskazują, że zakładający się widzą ponad 40-proc. szansę, że Trump zostanie poddany impeachmentowi przed końcem jego pierwszej kadencji.

Ryzyko to wzrosło po tym, gdy w zeszłym tygodniu Michael Cohen, były prawnik Trumpa, przyznał się do złamania reguł dotyczących postępowania z funduszami na kampanię wyborczą i poszedł na współpracę z prokuratorem specjalnym Robertem Muellerem szukającym od kilkunastu miesięcy dowodów na rosyjskie powiązania kampanii Trumpa. Cohen miał z własnych pieniędzy zapłacić za milczenie gwiazdce porno Stormy Daniels, byłej kochance swojego szefa, i dostać później za to rekompensatę z kampanijnych pieniędzy Trumpa. Tego samego dnia ława przysięgłych uznała Paula Manaforta, byłego szefa kampanii obecnego prezydenta, za winnego przestępstw finansowych. Co prawda czyny, za które skazano Manaforta, nie miały żadnego związku z kampanią Trumpa, to jednak przeciwnicy prezydenta liczą na to, że ten specjalista od kampanii załamie się i w nadziei na złagodzenie wyroku obciąży zeznaniami swojego byłego klienta. Szansę na impeachment zwiększa również to, że listopadowe wybory do Kongresu mogą powiększyć w obu jego izbach stan posiadania demokratów. Czy jednak impeachment prezydenta jest rzeczywiście przesądzony? I czy inwestorzy powinni się go obawiać?

Polityczny teatr

Konstytucja USA przewiduje możliwość usunięcia z urzędu prezydenta, wiceprezydenta i każdego funkcjonariusza publicznego w przypadku postawienia go przez Izbę Reprezentantów w stan oskarżenia w związku z zarzutami o zdradę, korupcję i inne poważne przestępstwa. Od 1789 r. procedurę tę uruchamiano 62 razy. Usunięto w ten sposób z urzędów 19 urzędników federalnych, w tym 15 sędziów, 14 gubernatorów oraz 13 przedstawicieli administracji stanowych. Impeachmentem grożono dotąd 13 prezydentom: m.in. gen. Ulyssesowi Grantowi (najpierw za korupcję jego współpracowników, potem za to, że zbyt dużo czasu wypoczywał), Herbertowi Hooverowi (za wielki kryzys), Harry'emu Trumanowi (za odwołanie gen. Douglasa MacArthura), Ronaldowi Reaganowi (za aferę Iran Contras), George'owi H.W. Bushowi (za wojnę w Zatoce Perskiej), George'owi W. Bushowi (za wojnę w Iraku) i Barackowi Obamie (za program nalotów z użyciem dronów). W znacznej większości tych przypadków na groźbach się kończyło, a procedura impeachmentu grzęzła w komisjach Izby Reprezentantów. Przeprowadzono ją jedynie dwukrotnie: wobec Andrew Johnsona w latach 1868–1869 i wobec Billa Clintona w latach 1998–1999. Mało brakowało, by ją rozpoczęto w 1974 r. wobec Richarda Nixona. Prezydent wówczas sam zrezygnował, chcąc bronić przed federalnymi śledczymi swoich taśm.

Dwa dotychczasowe przypadki poddania amerykańskich prezydentów impeachmentowi pokazują, że ta procedura w małym stopniu jest wymierzaniem sprawiedliwości za realne przestępstwa, a w dużo większym politycznym teatrem. Andrew Johnson został oskarżony o to, że bez porozumienia z Senatem odwołał sekretarza wojny, co było złamaniem jednej z ustaw. Oskarżano go również o... zbyt głośne wygłaszanie przemówień. W lutym 1868 r. Izba Reprezentantów na podstawie tych zarzutów przegłosowała impeachment. W marcu 1869 r. nad zatwierdzeniem odwołania prezydenta głosował Senat. Johnson wygrał je jednym głosem, co doprowadziło senatora Thaddeusa Stevensa, głównego przeciwnika prezydenta, do zawału serca. Drugi przypadek impeachmentu wiąże się z aferą wokół romansu prezydenta Billa Clintona ze stażystką z Białego Domu Monicą Lewinsky. W grudniu 1998 r. Izba Reprezentantów przegłosowała odwołanie prezydenta z urzędu. Za krzywoprzysięstwo, a także za mataczenie w toczącym się od 1994 r. śledztwie dotyczącym molestowania seksualnego Pauli Jones, byłej urzędniczki stanowej w Arkansas. W lutym 1999 r. Senat obronił jednak Clintona przed usunięciem z urzędu. Historia z próbą jego impeachmentu może się okazać podobna do prób usunięcia Trumpa z urzędu. W przypadku Clintona specjalny prokurator badał początkowo o wiele poważniejsze przestępstwa związane ze śledztwem w sprawie afery finansowej Whitewater i finansowaniem kampanii wyborczej (w tym wątki dotyczące pieniędzy wpłacanych na kampanię przez biznesmenów powiązanych z chińskim wywiadem). Skończyło się jednak na zarzutach o mataczenie w sprawach o tle seksualnym. W podobny sposób dochodzenie prokuratora Muellera płynnie przeszło od śledzenia domniemanych powiązań między rosyjskimi tajnymi służbami a kampanią Trumpa do prób łapania prezydenta na plątaniu się w zeznaniach w sprawie dawnej kochanki.

By impeachment był skuteczny, za odwołaniem prezydenta musi opowiedzieć się najpierw większość członków Izby Reprezentantów, a później dwie trzecie senatorów. Na razie wszystko wskazuje więc, że po listopadowych wyborach (wymieniających tylko część składu Kongresu) demokraci najprawdopodobniej nie będą w stanie samodzielnie obalić prezydenta. Zapewne będą potrzebowali wsparcia kilkunastu republikańskich senatorów. Czy jednak to wsparcie uzyskają? Poparcie dla Trumpa wśród republikańskiej bazy jest wciąż duże i głosowanie wspólnie z demokratami za impeachmentem byłoby dla republikanów samobójcze. Każdy senator głosujący za impeachmentem ryzykowałby, że zostanie rozszarpany przez wyborców. Dla partii impeachment oznaczałby przegrane kolejne wybory prezydenckie i wybory do Kongresu. Sami demokraci mają zresztą świadomość, że odwołanie prezydenta to trudniejsze zadanie, niż sądzi ich elektorat. Liczą więc na to, że zanim rozpoczną procedurę impeachmentu, znajdą na Trumpa poważniejsze brudy niż płacenie Stormy Daniels za milczenie. – Nie lubię mówić o impeachmencie. Impeachment nie jest narzędziem politycznym. Musi być oparty na prawie i faktach – stwierdziła Nancy Pelosi, liderka demokratycznej mniejszości w Izbie Reprezentantów.

Odporne rynki?

A jeśli dojdzie do procedury impeachmentu, to czy może się ona stać impulsem do załamania na rynkach? Historyczne dane nie dają prostej odpowiedzi na to pytanie. Indeks S&P 500 od lipca 1973 r., czyli od złożenia wniosku o impeachment Nixona, do 9 sierpnia 1974 r., czyli rezygnacji prezydenta, stracił blisko 25 proc. Ale kryzys polityczny nałożył się wówczas na recesję będącą jednym ze skutków szoku naftowego z października 1973 r. Tymczasem w trakcie kryzysu, który doprowadził do próby obalenia Clintona (od lutego 1998 r. do 7 stycznia 1999 r.), S&P zyskał 26 proc. Próba obalenia prezydenta nie zepsuła więc inwestorom delektowania się gospodarczą prosperity oraz dobrymi wynikami spółek. Jeśli ewentualna próba impeachmentu Trumpa nałoży się na okres podobnego gospodarczego i inwestorskiego optymizmu (taki jak mamy obecnie), to mało prawdopodobne będzie, by kryzys polityczny zabił hossę. Jeśli nałoży się na gorszy okres dla rynków, to będzie tylko jednym z wielu czynników przemawiających za spadkami.

– By akcje traciły z powodu groźby impeachmentu, inwestorzy musieliby wierzyć, że wszystko, co dobre na rynku, jest zasługą Trumpa, mieć absolutną pewność, że prezydent zostanie usunięty z urzędu i że dojdzie do poważnych zmian w polityce rządu – uważa J.P. Gravitt, prezes firmy badawczej Market Realist.

Rynkowy guru Art Cashin, dyrektor w UBS Financial Services, twierdzi, że inwestorzy nie przejmują się obecnie zbytnio kwestią impeachmentu, gdyż jeśli rzeczywiście dojdzie do odwołania Trumpa, to prezydentem zostanie Mike Pence, obecny wiceprezydent. Pence reprezentuje konserwatywne skrzydło Partii Republikańskiej, więc będzie kontynuował te aspekty polityki gospodarczej Trumpa, które podobają się środowiskom biznesowym. Nie będzie więc ryzyka cofnięcia obniżek podatków. No, chyba że republikanie przegrają kolejne wybory i w Białym Domu zasiądzie Bernie Sanders...

Rynek nie dostrzega jednak, że prawdziwe niebezpieczeństwo związane z impeachmentem może kryć się gdzie indziej. Próba odwołania prezydenta może skutkować podejmowaniem przez niego ryzykownych decyzji mających zademonstrować krajowym wyborcom i światu, że jest silnym przywódcą. Nieprzypadkowo w kilka miesięcy po nieudanym impeachmencie Bill Clinton podjął decyzję o bombardowaniu Jugosławii. Z okresem wzrostu politycznej presji na Nixona wiąże się zaś jego decyzja dotycząca wsparcia Izraela w wojnie Yom Kippur. Trump przyciśnięty do muru przez demokratów w Kongresie może podejmować ostrzejsze działania wobec Chin, Iranu czy Rosji. To mogłoby skutkować powrotem konfliktów handlowych i wzrostem obaw przed sankcjami. Dla inwestorów z wielu rynków lepiej byłoby więc, gdyby Trumpa pozostawiono w spokoju i pozwolono mu się sprawdzić w następnych wyborach.

Gospodarka światowa
USA: Odczyt PKB rozczarował inwestorów
Gospodarka światowa
PKB USA rozczarował w pierwszym kwartale
Gospodarka światowa
Nastroje niemieckich konsumentów nadal się poprawiają
Gospodarka światowa
Tesla chce przyciągnąć klientów nowymi, tańszymi modelami
Gospodarka światowa
Czy złoto będzie drożeć dzięki Chińczykom?
Gospodarka światowa
Czy cena złota dojdzie do 3000 dolarów za uncję?