Prym w budowaniu takich elektrowni wiodą kraje Azji, m.in. Chiny i Indie, ale też Ameryki Płd, np. Brazylia. Jak wynika z najnowszego raportu Climatoscope, opracowanego przez Bloomberg New Energy Finance, w 2017 i 2018 r. znów głównie dzięki krajom rozwijającym się będzie widać znaczący przyrost mocy ze Słońca na świecie.

Co więcej, oferty w kolejnych aukcjach, gdzie takie instalacje dostają wsparcie rządów, są coraz niższe.

W Polsce też widać spadek cen w takich przetargach dla OZE (choć mocy słonecznych mamy tylko 104 MW z łącznie 8,5 tys. MW w odnawialnych źródłach). Według niektórych to znak, że już korzystamy ze światowego boomu. Rosnące zapotrzebowanie na takie instalacje na świecie może przynieść chęć przedłużenia życia niektórym zakładom z panelami starej generacji, które już miały być wyłączane, oraz inwestycje w fabryki paneli nowego typu.

Zdaniem Krzysztofa Księżopolskiego z SGH potencjał fotowoltaiki zostanie u nas uwolniony tylko w takim stopniu, w jakim pozwolą na to regulacje. Zwłaszcza że nadal nie wiadomo, ile mocy ze Słońca planuje rząd w miksie energetycznym. – Przy obecnym nastawieniu do odnawialnych źródeł najbardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym spółki energetyczne, takie jak PGE, Tauron, Enea i Energa, a także odbiorcy energochłonni, jak KGHM, zbudują duże farmy o łącznej mocy 2–3 tys. MW na potrzeby systemu i własnej produkcji do 2020 r. – uważa.

Zwraca też uwagę na potencjalne ryzyko regulacyjne, np. w postaci nakładanych na instalacje podatków. Jego zdaniem nie możemy też liczyć na równie gwałtowny spadek kosztów systemów solarnych czy dynamiczny wzrost cen energii, by instalacja opłacała się bez dotacji.