Loża Parkietu: Nawet w tych niespokojnych czasach złoto nie ochroni oszczędności

Rosnące realne stopy procentowe sprawiają, że pomimo wyjątkowej niepewności na rynkach złoto nie będzie bezpieczną przystanią. Lepsze perspektywy ma złoty. To jeden z wniosków z marcowej „Loży Parkietu", w której udział wzięli Wojciech Białek, analityk w TMS Brokers, Dariusz Świniarski, zarządzający funduszami w Skarbiec TFI, i Mariusz Adamiak, dyrektor Biura Strategii Rynkowych w PKO BP.

Aktualizacja: 25.03.2022 19:03 Publikacja: 25.03.2022 18:06

W marcowej „Loży Parkietu” udział wzięli (na dole od lewej): Wojciech Białek (TMS Brokers), Dariusz

W marcowej „Loży Parkietu” udział wzięli (na dole od lewej): Wojciech Białek (TMS Brokers), Dariusz Świniarski (Skarbiec TFI) i Mariusz Adamiak (PKO BP). Dyskusję prowadził Grzegorz Siemionczyk.

Foto: parkiet.com

Parkiet

Przedstawiamy najciekawsze wypowiedzi uczestników marcowego wydania „Loży Parkietu".

O tym, dlaczego przecena na globalnych rynkach akcji po wybuchu wojny w Ukrainie była stosunkowo płytka i dlaczego w Polsce nie była większa niż w krajach, które leżą dalej od miejsca konfliktu.

Wojciech Białek: Ten paradoks jest trochę pozorny. Jeśli wierzyć doniesieniom mediów, to wiedza o tym, co Rosjanie planują, pojawiła się już jesienią 2021 r. I już wtedy akcje zaczęły tanieć. Gdybym ja w październiku wiedział, co się wydarzy, zająłbym krótkie pozycje na rynku akcji i zamknął je po faktycznym wybuchu wojny. Szybkie odbicie na giełdach krótko po ataku Rosji na Ukrainę to nie jest przejaw optymizmu, tylko właśnie zamykania krótkich pozycji otwartych jesienią i wczesną zimą na podstawie wiedzy dostarczanej przez wywiady USA i innych państw.

Dariusz Świniarski: Specyfika naszego rynku była taka, że u nas indeksy zaliczyły dołek zaraz po ataku Rosji na Ukrainę, a zachodnie indeksy kilka dni później, już w marcu, gdy konflikt zaczął eskalować, a ceny ropy sięgnęły 130 USD. To pokazuje, że na różnych rynkach za przeceną akcji stały nieco inne czynniki. Widać też spore rozbieżności między rynkami. Indeks giełdy w Budapeszcie jest ponad 12 proc. na minusie, a główny indeks giełdy w Londynie jest na plusie. Patrząc na rynek akcji globalnie, mam wrażenie, że inwestorzy mają w głowie dużą zmienność z 2020 r., gdy pandemia najpierw doprowadziła do głębokiej przeceny, a potem doszło do bardzo szybkiego odbicia notowań. Mając to w pamięci, wielu inwestorów nie chciało się spóźnić na odbicie i szybciej otwierali długie pozycje.

Mariusz Adamiak: Gdy spojrzy się historycznie, jak rynki reagowały po II WŚ na konflikty zbrojne, widać, że zwykle spadki indeksów przekraczały 20 proc., ale dość szybko rynki odrabiały straty. Inwestorzy może się nauczyli, że dla rynku najtrudniejszy jest początek konfliktu, niezależnie od jego dalszego rozwoju. Podobnie zresztą było w trakcie pandemii. Indeksy na GPW zaliczyły dołek w dniu, w którym po raz pierwszy zamknięto szkoły. Wtedy jeszcze nie było w Polsce żadnej ofiary covidu. Pandemia na dobre rozpędziła się później. Być może teraz podobnie się okaże, że wpływ wojny na rynki był największy na samym początku.

O tym, jak konflikt w Ukrainie zmienił perspektywy polskiej gospodarki.

Mariusz Adamiak: Na początku 2022 r. prognozy gospodarcze i rynkowe były względnie optymistyczne. Spodziewaliśmy się solidnego wzrostu gospodarczego, a pierwsze tygodnie roku nawet skłaniały do rewizji prognoz wzrostu PKB w górę, w kierunku 5 proc. w Polsce i ponad 4 proc. w głównych gospodarkach. Było sporo niepewności związanej z inflacją i reakcją banków centralnych, tempem zacieśniania polityki pieniężnej. W dyskusjach pojawiał się scenariusz stagflacyjny, ale nie był uważany za podstawowy. Wojna zwiększyła prawdopodobieństwo realizacji tego scenariusza. Z jednej strony przyniosła wzrost awersji do ryzyka wśród firm i gospodarstw domowych, co będzie je skłaniało do ostrożności, z drugiej zaś przyspieszyła wzrost cen surowców. To oddziałuje na inflację i na postawę banków centralnych. W USA – pomimo konfliktu w Ukrainie – Fed jasno zdeklarował, że będzie zdecydowanie zacieśniał politykę pieniężną. Ale wydaje się, że rynki finansowe wciąż nie zakładają skrajnego scenariusza, czyli rozlania się konfliktu poza terytorium Ukrainy i wprowadzenia embarga na gaz i ropę z Rosji. Wydaje się, że wciąż dominuje pogląd, że wojna nie wywoła recesji w krajach, które nie są w nią bezpośrednio zaangażowane.

O tym, jakiej koniunktury na giełdach należy oczekiwać w najbliższych tygodniach.

Wojciech Białek: Dla mnie kluczowa jest odpowiedź na pytanie, czy ta wojna jest elementem klasycznych schematów rynkowych, czy je zaburza, tak jak pandemia Covid-19. Skłaniam się ku pierwszej odpowiedzi. Te historyczne schematy oferują dość „oczywisty" scenariusz na najbliższe miesiące. Widoczna teraz korekta wzrostowa powinna potrwać do maja, czerwca, a w III kwartale należałoby oczekiwać dokończenia bessy. Od września powinien się rozpocząć tradycyjnie dobry dla rynków okres cyklu prezydenckiego i cyklu dekadowego. Jesienią przypada też dołek cyklu Kitchina. Covid-19 pokazał, że niestandardowe wydarzenia mogą te oparte na analizie cykli scenariusze wywrócić do góry nogami. Z drugiej strony poprzednie konflikty raczej wpisywały się w schematy. W tym roku mieliśmy drugi pod względem wielkości styczniowy spadek indeksu Nasdaq. Większy wystąpił w styczniu 2008 r., a wcześniej Nasdaq mocno spadł w styczniu 1990 r. W 2008 r. latem Rosja zaatakowała Gruzję, w 1990 r. z kolei Saddam Husajn zajął Kuwejt. W latach 2008 i 1990 po korekcie wzrostowej, która trwała do maja lub czerwca, następowała dogrywka spadkowa. Od lata do jesieni trwało tąpnięcie. Ja się na razie trzymam założenia, że ten scenariusz się powtórzy, chociaż nie bez wątpliwości.

Dla WIG20 kluczowym poziomem oporu wydaje się być 2100–2200 pkt. Teraz WIG20 stuka w ten opór od dołu. Dopóki nie będzie rozejmu, a Rosja nie wycofa się z Ukrainy, przebicie tego oporu wydaje się wątpliwe. A to oznacza, że nie bardzo jest miejsce na korektę wzrostową, która potrwałaby do lata. Może najpierw potrzebne będzie jeszcze pogłębienie dołka.

O tym, w jakie klasy aktywów inwestować w okresie nasilających się tendencji stagflacyjnych.

Dariusz Świniarski: Stagflacyjny scenariusz to nie jest coś, co będzie sprzyjało szerokim indeksom giełdowym. Zawsze będą jednak jacyś wygrani takiej sytuacji.

Lepiej niż szeroki rynek powinny radzić sobie wszystkie spółki, które dają ekspozycję na rynek surowców.

Wzrost cen akcji naszych spółek wydobywczych pokazuje, że nawet ich postrzeganie przez inwestorów się zmieniło, ale to akurat w naszej ocenie jest przejściowe. Wielu inwestorów, zgodnie z filozofią ESG, nie interesuje się takimi spółkami. Zresztą na razie węgiel ze Wschodu ciągle do nas płynie.

Na dłużej zmienić powinno się nastawienie do spółek technologicznych specjalizujących się w kwestiach cyberbezpieczństwa.

Konflikt w Ukrainie zwiększy globalne nakłady na tego typu oprogramowanie. Zdecydowanym wygranym powinny też oczywiście być spółki z branży zbrojeniowej.

O tym, co dalej z ceną złota.

Mariusz Adamiak: Realne stopy procentowe będą rosły z obecnych, głęboko ujemnych poziomów. To tłumaczy reakcję złota na ten konflikt. Wystrzał cen, zrozumiały w takich okolicznościach, był krótki. Wzrost realnych stóp stwarza dla złota konkurencję, bo można inwestować w długoterminowe obligacje, które są nie tylko bezpieczne, ale też będą przynosiły zysk. Wzrost realnych stóp procentowych to również zła wiadomość dla spółek wzrostowych, bo większa część zysków, które determinują ich wartość rynkową, jest odłożona w czasie. Jeśli trzeba te zyski zdyskontować wyższą stopą, to bieżąca wartość rynkowa maleje.

Dariusz Świniarski: Warto też pamiętać o tym, że Rosja została częściowo odcięta od swoich rezerw walutowych. W razie potrzeby może więc sprzedawać złoto na szarym rynku. Ta ewentualność może wzmacniać spadek cen tego surowca.

Wojciech Białek: Złoto ma kłopoty, ilekroć jego cena zbliża się do 2000 USD za uncję. W 2020 r. w apogeum paniki covidowej notowania odbiły się od tego poziomu, teraz też. Hossa na rynku złota trwa od przełomu 2015 i 2016 r. Struktura tej hossy sugeruje, że cena złota spadnie do około 1700 USD za uncję, po czym dojdzie do piątej – ostatniej – fali wzrostowej. Dopóty banki centralne są w tyle za inflacyjną rzeczywistością, dopóki złoto wydaje się dość bezpieczne, ale na dłuższą metę nie widzę na tym rynku dużego potencjału.

O tym, czy wskutek wojny w Ukrainie złoty będzie trwale słabszy.

Wojciech Białek: O losach złotego będzie decydowało zachowanie pary EUR/USD. Gdy euro się umacnia, złoty też, a gdy euro się osłabia, to złoty jeszcze bardziej. Dolar umacnia się wobec euro od 2008 r. W tym czasie przebył prawie całą szerokość kanału liczącego sobie pół wieku (przed powstaniem strefy euro kurs tej waluty jest przybliżany przez koszyk walut państw Europy Zachodniej – red.). Wyobrażam sobie, że w tym ruchu wojennym EUR/USD zaliczy parytet i wtedy, po 14 latach, dolarowa hossa na długo się skończy. W tym roku będzie trzeba się na długo pozbyć dolarów.

Inwestycje
Kamil Stolarski, Santander BM: Polskie akcje wciąż są nisko wyceniane
Inwestycje
Emil Łobodziński, BM PKO BP: Na giełdach nie dzieje się nic złego
Inwestycje
Uspokojenie nastrojów sprzyja korekcie spadkowej na rynku ropy naftowej
Inwestycje
Niemiecki DAX wraca do walki o 18 000 pkt
Inwestycje
Michał Stajniak, XTB: Kakao na ścieżce złota, szuka rekordów
Inwestycje
Łańcuch wartości i jego rola w badaniu istotności